Sytuacja, którą opisuje Sky News, miała miejsce w Australii. Pracownik BP postanowił wylać w internecie frustrację na swoich szefów. Stworzył więc dla grupy kolegów z pracy parodię filmu "Upadek". W roli głównej umownie nie wystąpili jednak Hitler (grany w filmie przez Bruno Ganzę) i naziści, ale przełożeni pracownika BP. Żona Scotta Tracey'a dodała do filmu napisy, które sugerowały, że głosem Hitlera przemawia zarząd BP.
Napisy, które w sposób żartobliwy opisywały sytuację, jaka ówcześnie miała miejsce w firmie. Trwały wtedy dyskusje na temat płac dla pracowników rafinerii BP. Negocjacje, co było w tym najśmieszniejsze dla kolegów i dla samego Scotta, przeprowadzał w klipie przywódca III Rzeszy.
Jakimś cudem o całej sprawie dowiedział się zarząd firmy, któremu film zdecydowanie nie przypadł do gustu. Zarząd uznał film za obraźliwy i godzący w ich dobre imię. Scott Tracey został natychmiast zwolniony z pracy. Były pracownik BP nie zamierzał jednak się poddać z powodu, jak stwierdził, "żartu".
Nie poddał się. Za pierwszym razem przegrał, ale za drugim otrzymał 200 tys. odszkodowania
Podał swoich przełożonych do sądu, ale za pierwszym razem nie rozpatrzono wniosku na jego korzyść. Uznano go za winnego, a zwolnienie z pracy podtrzymano. Komisarz wskazał tutaj przede wszystkim na porównanie, jakiego dopuścił się Scott Tracey. Zdaniem komisji były pracownik BP porównał swoje szefostwo do nazistów, a to czyn naganny. Był to główny argument linii przeciwnej strony.
Sprawa się jednak skomplikowała, bowiem Scott Tracey postanowił nie dawać za wygraną, z pewnością ku zdziwieniu przełożonych. W kolejnych rozprawach Komisja ds. Pracy coraz bardziej przychylała się do jego argumentacji, która sugerowała, że był to "tylko żart". Tracey'a w końcu przywrócono na stanowisko.
Czytaj także: Odebrał telefon. Perfidne oszustwo. Mieszkaniec Lubuskiego stracił olbrzymie pieniądze
Następnie przez kolejne miesiące dochodził on swoich praw, a w końcu udało mu się wygrać z firmą. Sąd nakazał pracodawcy Traceya wypłacić w przybliżeniu 200 000 AUD (czyli prawie 0,5 mln zł) odszkodowania.
Scott Tracey walczył z firmą, która go zwolniła, aż dwa lata (od roku 2018). Choć wygląda na to, że to koniec jego problemów, to jednak BP zamierza przyjrzeć się decyzji komisji. To spora suma pieniędzy, więc z pewnością zarząd rafinerii będzie próbował zrobić wszystko, co w jego mocy, aby ostatecznie nie wypłacić Traceyowi odszkodowania.
Firma podtrzymuje swoje stanowisko, które nie zmieniła od dwóch lat. Film zdaniem przełożonych Tracey'a był wprost obrzydliwy i nie powinien nigdy trafić do sieci, nawet do zamkniętej grupy na Facbooku. Sam Tracey natomiast uważa, że przez 2 lata najadł się stresu i to tylko przez to, że jego przełożeni nie zrozumieli żartu. Zdaniem pracownika BP nie mają za grosz poczucia humoru. A Wy jak sądzicie, kto ma rację? Rozsądźcie sami.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.