Łukasz Dynowski, dziennikarz o2.pl: Pod koniec 2024 r. Joe Biden podjął historyczną decyzję i ułaskawił 37 z 40 więźniów przebywających w celach śmierci po wyrokach federalnych. To duży krok w kierunku zniesienia kary śmierci w USA?
Austin Sarat, profesor prawa i nauk politycznych imienia Williama Nelsona Cromwella na Amherst College w Massachusetts*: Stany Zjednoczone znajdują się obecnie w okresie rewizji poglądów na temat kary śmierci. Jeszcze 30 lat temu co roku na śmierć skazywano ok. 300 osób. Rekordowy pod względem liczby wykonanych wyroków był 1999 r., kiedy przeprowadzono 98 egzekucji. W 2024 r. zapadło 26 wyroków śmierci i wykonano 25 egzekucji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poparcie dla kary śmierci spada. W ciągu ostatnich 17 lat zniesiono ją w większej liczbie stanów niż w jakimkolwiek innym okresie w historii [uczyniono to w 11 stanach; obecnie kara śmierci obowiązuje w 27 stanach, a w 23 została zlikwidowana - przyp. red.]. W 2020 r. każdy kandydat ubiegający się o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich był przeciwny karze śmierci.
Taki jest szerszy kontekst tego, co zrobił Biden. A to, co zrobił, jest niezwykłe i rozczarowujące zarazem.
Dlaczego niezwykłe?
Bo za jednym zamachem ułaskawił większą liczbę osób skazanych na śmierć niż np. Barack Obama, który w sumie przez 8 lat prezydentury ułaskawił 2 osoby - jedną skazaną wyrokiem federalnym i jedną wyrokiem wojskowym.
A rozczarowujące?
Bo nie ułaskawił wszystkich. Zostawił w celach śmierci 3 osoby. Zamiast uznać, że kara śmierci jest zawsze zła, dał argument jej zwolennikom, że istnieją przypadki, w których jest uzasadniona.
Dylann Roof w 2015 r. wszedł do kościoła w Karolinie Południowej, zabił 9 osób, a potem stwierdził: "Nie żałuję. Nie jest mi przykro. Nie uroniłem łzy z powodu niewinnych ludzi, których zabiłem". Może po prostu w przypadku takich osób, jak te trzy - Roof oraz sprawca ataku terrorystycznego podczas maratonu w Bostonie Dżochar Carnajew i sprawca strzelaniny w synagodze w Pittsburghu Robert Bowers - kara śmierci rzeczywiście jest uzasadniona?
A gdyby to się stało w Polsce, czy zostałby skazany na śmierć?
Nie.
I np. we Włoszech czy we Francji też nie. Wiele krajów na świecie uważa, że nie istnieją żadne okoliczności, w których można kogoś skazać na śmierć. Czy osobiście uważam, że Dylann Roof zasługuje na śmierć? Tak. Ale to nie znaczy, że państwo powinno go zabić.
Problemem jest to, że kara śmierci w ogóle istnieje? Czy problemem jest wszystko to, co się z nią wiąże - niesłuszne wyroki, izolacja więźniów, którzy spędzają długie lata w celach śmierci, zamknięci w nich 23 godziny na dobę, czy w końcu tzw. nieudane egzekucje, wydłużające agonię skazańców?
To, o czym pan mówi, to coś, co nazywam nowym abolicjonizmem. On w ogóle nie skupia się na tym, czy kara śmierci jest moralnie dobra, czy nie. Skupia się na problemach proceduralnych. Ktoś filozoficznie może nie mieć żadnych obiekcji co do kary śmierci, ale jednocześnie martwić się o to, że egzekucji może zostać poddana osoba niewinna albo osoba, którą skazano ze względu na jej rasę.
Jak ktoś podpali dom, to w odwecie nie podpalamy domu tej osoby. Jak ktoś dopuszcza się na kimś napaści seksualnej, to nie dopuszczamy się napaści seksualnej na tej osobie. Kiedy więc ktoś kogoś zabija, nie oznacza to, że tego człowieka też trzeba zabić. Mój sprzeciw wobec kary śmierci zaczyna się od problemów proceduralnych, od nowego abolicjonizmu, ale sięga głębiej. Uważam, że kara śmierci jest po prostu niepotrzebna. Nie czyni USA miejscem bardziej bezpiecznym czy zdrowym. Nie pomaga też zwalczać źródeł przestępczości.
Nie odstrasza przestępców?
Odstraszanie przestępców to coś bardzo trudnego do osiągnięcia, bo zakłada, że potencjalny przestępca jest racjonalną jednostką, która kalkuluje zyski i straty. Dylann Roof niczego nie kalkulował. Jego motywacją była nienawiść.
Mówił pan o spadającym poparciu dla kary śmierci. A jednocześnie 20 stycznia rozpoczyna się prezydentura Donalda Trumpa, który zaraz po tym, jak Biden ułaskawił te 37 osób, stwierdził: "tuż po zaprzysiężeniu nakażę Departamentowi Sprawiedliwości, aby w sposób zdecydowany dążył do wyroków śmierci i chronił amerykańskie rodziny i dzieci przed brutalnymi gwałcicielami, mordercami i potworami". Czy to oznacza, że będzie więcej egzekucji?
Niezależnie od tego, co zrobi Trump, kara śmierci w USA jest na wyginięciu. Poparcie dla niej kształtuje się mniej więcej na poziomie 50-50. Ale zmienia się ono, jak spojrzymy na wiek badanych. W mojej grupie wiekowej [prof. Sarat ma 77 lat - przyp. red.] wynosi ok. 62 proc., ale w pokoleniu Z to już tylko ok. 42 proc.
Spójrzmy na Teksas. Nawet tam kara śmierci wymiera. Kiedyś w tym stanie co roku zapadało ok. 40 wyroków śmierci. W 2024 r. zapadło 6.
W tej chwili w celach śmierci zostały 3 osoby skazane wyrokami federalnymi. Trump może dążyć do tego, by zostały poddane egzekucji, kiedy wyczerpią wszystkie możliwości apelacji, czego póki co żadna z nich nie zrobiła. Czy Departament Sprawiedliwości Trumpa będzie bardziej stanowczy w dążeniu do kary śmierci niż administracja Bidena? Pewnie tak. Ale to wcale nie oznacza, że zapadną wyroki śmierci. Pokazuje to chociażby przykład Nikolasa Cruza, który zabił 17 osób w szkole na Florydzie. Prokuratura chciała dla niego kary śmierci, a ława przysięgłych zdecydowała o dożywotnim więzieniu bez możliwości zwolnienia warunkowego.
Poparcie dla kary śmierci w USA jest szerokie, ale nie głębokie. Nawet ludzie, którzy ją popierają, sami powiedzą, że nie jest to dla nich bardzo ważna kwestia. Przy okazji wyborów prezydenckich, gdy pytano o istotne dla ludzi problemy, kara śmierci nie pojawiała się w odpowiedziach.
To dlaczego tak trudno ją znieść w USA?
Stany Zjednoczone jako takie nie mają kary śmierci. Mają ją Teksas, Missouri, Alabama i inne stany. W części stanów kara śmierci została zniesiona, w części nie, ale w niektórych z nich egzekucji nie przeprowadzono od dziesięcioleci. Jak dodamy dwa do dwóch, to okazuje się, że w dwóch trzecich stanów kara śmierci już nie funkcjonuje. Zmierzamy w kierunku abolicji. Ponieważ jesteśmy państwem federacyjnym, nie dojdzie do czegoś takiego jak abolicja ogólnokrajowa. Ale w końcu kara śmierci zniknie. Nawet stany, które przeprowadzają dzisiaj egzekucje, takie jak Teksas, Alabama czy Oklahoma, dojdą do wniosku, że nie jest ona stosowna ani potrzebna. Kiedy i jak dokładnie to się stanie, tego nie wiem. Ale się stanie. Czasem zrobimy dwa kroki w przód, żeby potem zrobić jeden w tył.
Rządy Trumpa to krok w tył?
W pewnym sensie. Biden jako pierwszy prezydent w historii otwarcie potępiał karę śmierci. Gdy tak na to spojrzeć, to rzeczywiście może to być krok w tył. Ale ludzie w USA martwią się przede wszystkim wysokimi cenami w sklepach, imigracją, niszczejącą infrastrukturą, a nie tym, czy dana osoba zostanie skazana na śmierć, czy nie. Jest mniej wyroków, nawet prokuratorzy coraz rzadziej wnoszą o karę śmierci.
Czy uważam, że byłoby lepiej, gdyby USA miały prezydenta przeciwnego karze śmierci? Tak. Ale czy uważam, że Trump powstrzyma wiatr zmian? Nie.
Rozmawiał Łukasz Dynowski, dziennikarz o2.pl
*Austin Sarat - profesor prawa i nauk politycznych imienia Williama Nelsona Cromwella na Amherst College w Massachusetts, od kilkudziesięciu lat zajmujący się naukowo karą śmierci. Jako autor lub redaktor opracował ponad 100 książek poświęconych prawu i naukom politycznym, w tym wpływową, koncentrującą się na nieudanych egzekucjach książkę "Gruesome Spectacles: Botched Executions and America's Death Penalty" (2014).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.