Informację o pożarze domu na wąskiej uliczce w gęstej zabudowie domków jednorodzinnych służby otrzymały w nocy z poniedziałku na wtorek (10/11 października 2022 roku). Gdy na miejsce dojechała straż pożarna, palił się dach domu. Ogień wydobywał się również z okien pomieszczeń na pierwszym piętrze.
Strażacy od razu przystąpili do akcji. Najpierw gasili ogień z zewnątrz przy pomocy drabiny, potem weszli do środka. Wówczas znaleźli cztery ciała. Dwa z nich były bardzo mocno spalone. Dzięki temu, śledczy szybko zorientowali się, że pożar nie był bezpośrednią przyczyną śmierci członków czteroosobowej rodziny.
Powrót do Polski
Jak podaje "Super Express" Marian S. i Joanna S. wrócili do swojego starego domu w Zalasewie po 22 latach pobytu w Niemczech. Nie przyjechali jednak sami. Byli ze swoimi adoptowanymi za granicą dziećmi: z 9-letnim Jeromem i 15-letnią Sunny.
Czytaj więcej: Kolejny pożar w Rosji. Płoną ważne dla wojska zakłady
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cieszyliśmy się, że są znowu w Polsce, czasami rozmawialiśmy, ale oni raczej trzymali się na uboczu. Rodzeństwo czasami się kłóciło, ale przecież to normalne - powiedziała sąsiadka rodziny, cytowana przez gazetę.
Jerome i Sunny nie podjęli nauki w polskiej szkole, zamiast tego za pomocą internetu nadal uczyli się w szkole niemieckiej. Osiem miesięcy po przyjeździe do Polski doszło do tragedii.
Zabił bliskich tłuczkiem do mięsa
Na początku śledczy byli powściągliwi w udzielaniu informacji. W związku z tym sąsiedzi rodziny zaczęli spekulować. Sugerowali, że może ktoś wtargnął do ich domu i zabił wszystkich z zemsty. Jednak prawda okazała się zupełnie inna. Na miejscu pożaru odnaleziono narzędzie zbrodni - tłuczek do mięsa.
Chłopiec miał obrażenia czaszkowo-mózgowe zadane w obrębie twarzy i głowy narzędziem tępokrawędzistym - mówił mediom Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Tak samo zginęła Joanna S. i nastoletnia Sunny. Wiadomo, że morderstwa dokonał ojciec i mąż - Marian S. Po zabójstwie mężczyzna próbował zatrzeć ślady zbrodni. - Polał ciała kobiet benzyną i podpalił, powodując pożar budynku. Według ustaleń śledztwa, ofiary zginęły od uderzeń w głowę, zadanych młotkiem z metalową częścią roboczą - przekazał Łukasz Wawrzyniak z prokuratury Okręgowej w Poznaniu, cytowany przez "Super Express".
Marian S.po wszystkim targnął się na swoje życie. - Po dokonaniu trzykrotnego zabójstwa, sprawca założył na głowę foliowy worek i zakleił taśmą, i pozbawiając się w ten sposób dopływu powietrza, popełnił samobójstwo - dodał Łukasz Wawrzyniak.
Śledczym nie udało się jednak ustalić motywu działania Mariana S. - Z uwagi na podpalenie domu i zatarcie w ten sposób części śladów nie ustalono, która z pokrzywdzonych osób zmarła jako pierwsza. Zebrane dowody nie pozwoliły również na wskazanie przyczyn i motywów działania sprawcy - podał w rozmowie z se.pl prokurator. W związku z tym śledztwo zostało umorzone.
Zabił tłuczkiem do mięsa żonę i dzieci, następnie podpalił dom. "Wciąż wisi pranie"
Według Radio Poznań, do Zalasewa przybył z Kaiserslautern brat ojca rodziny wraz z córką. Zabrali oni dwa samochody na niemieckich numerach rejestracyjnych, które stały na podwórku od dnia pożaru.
Weszli również do domu, który nadal wygląda tak, jak w dniu tragedii. Budynek jest bardzo zniszczony, jednak widać przejawami dawnego życia - suszące się pranie, maskotki, zabawki.
Dziennikarze radia informują, że póki co posesji nie będzie można uporządkować, ponieważ za granicą wciąż toczą się postępowania spadkowe. Marian S. miał brata w Niemczech i Stanach Zjednoczonych.
Źródło: "Super Express", Radio Poznań