Owady zginęły po tym, jak nieznani sprawcy zniszczyli ule, zalewając je ropą. Stało się to w nocy z niedzieli na poniedziałek, a właściciel znalazł na miejscu setki martwych pszczół we wtorek i zwrócił się do policji, która zaczęła szukać sprawców zdarzenia. Pszczelarz wycenił szkody na 10 tys. złotych.
Na miejscu funkcjonariusze wykonali oględziny i zabezpieczyli ślady. Ustalamy, ile osób zniszczyło pasiekę, a także, jakimi motywami się kierowały - przekazał st. asp. Piotr Gdaniec z Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach w rozmowie z Polsat News.
Policjant dodał, że wcześniej nigdy w regionie nie dochodziło do podobnych sytuacji. Sprawę zakwalifikowano jako uszkodzenie mienia na kwotę 9 tys. złotych, ale śmierć pożytecznych dla roślin owadów może wywołać spore utrudnienia dla regionu. Pszczoły mają już za sobą pierwsze wiosenne obloty, a w wielu ulach matki zaczęły znosić jaja.
Czytaj także: Polak zastrzelony w Wielkanoc. Dramat w Chicago
Zniszczenie pszczół to kolejny spory cios dla miejscowej flory, innym może być znaczące ochłodzenie które trwa w regionie od kilku dni. Jak mówi Józef Zysk, szef Wojewódzkiego Stowarzyszenia Pszczelarzy w Olsztynie owady muszą utrzymywać w ulu stałą temperaturę 34 stopni Celsjusza, a podczas chłodu nie wylecą po pokarm. Pszczelarze muszą dokarmiać owady, aż nie będą mogli samodzielnie pobierać pyłek.
- Pszczelarze powinni więc teraz dokarmiać swoje pszczółki, najlepiej miodem albo ostatecznie ciastem miodowo-cukrowym. Pokarm ten powinno się kłaść bezpośrednio na ramki - tłumaczy Zysk portalowi Polsat News.
Policja szuka sprawców bestialskiego wydarzenia.