Wszystko, co mogę powiedzieć na ten moment, to że zatrzymaliśmy dwie osoby w związku ze śmiercią 39-latka w Skarholmen. Nie mogę jednak udzielić informacji, o co dokładnie są podejrzewani. Więcej informacji będziemy mogli udzielić w najbliższych dniach — informuje szwedzka policja w rozmowie z "Faktem" w sobotni wieczór (13 kwietnia).
W ciągu trzech dni podejrzani zostaną doprowadzeni do sądu, aby można było przedstawić im zarzuty. Helena Ekstrand z biura prasowego Prokuratury powiedziała portalowi dziennika "Dagens Nyheter", że mają to być "młodzieniec i mężczyzna". Mieli zostać zatrzymani w związku z podejrzeniem ukrywania osób, które miały oddać śmiertelny strzał w stronę 39-letniego Polaka.
Był w drodze na basen
Narodowość zamordowanego mężczyzny potwierdził jego szwagier. Polak zginął na oczach 12-letniego syna. W miejscu, w którym został zastrzelony, pojawił się premier Szwecji Ulf Kristersson, który symbolicznie w tym miejscu złożył kwiaty. Spotkał się też z rodziną mężczyzny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak relacjonowały media, mieszkający w Sztokholmie Polak, był w drodze ze swoim synem na basen w dzielnicy Skarholmen, gdy spotkał grupę młodzieży. Doszło między nimi do ostrej wymiany zdań, a w kierunku 39-latka padły śmiertelne strzały.
Czytaj także: Zabójstwo Polaka w Szwecji. Co dzieje się w tym kraju?
Szwedzkie gazety "Aftonbladet" oraz "Expressen" donoszą, że zmarły Polak wielokrotnie wykazywał się postawą obywatelską. Miał kontaktować się z policją w sprawach młodzieżowych grup, które handlują narkotykami, gdyż nie chciał, żeby jego syn "dorastał w takim środowisku".
Czytaj także: Polak zastrzelony w Szwecji. Rodzina oskarża. "Mam dość"
Polska nie będzie wyjaśniać tej sprawy
Polskie służby nie mają prawa angażować się w tę sprawę. Bo chociaż zamordowany mężczyzna był polskiej narodowości, to nie miał polskiego obywatelstwa.
Jego rodzice w latach 80. zrzekli się obywatelstwa polskiego. To jest kompetencja władz szwedzkich i szwedzkiej prokuratury. My w tej sprawie nic nie możemy zrobić więcej niż to, o co ewentualnie zostaniemy poproszeni - wyjaśnił Andrzej Szejna, wiceszef resortu dyplomacji.