Robert Wójtowicz wyszedł z domu 20 stycznia 1995 r. Nigdy nie wrócił do domu. Śledczy uważają, że został zamordowany. Sprawca natomiast ma pozostawać do tej pory na wolności. Solidny trop prowadzi do archidiecezji krakowskiej.
Jeśli teraz musiałbym umrzeć, żal by mi było tego, że nie zrobiłem synowi pogrzebu. Robert zawsze powtarzał, że nie oczekuje niczego od świata, bo to on ma coś temu światu dać. Ktoś przerwał mu ten plan. Został przez niego pogrzebany i nie było przy tym nikogo. W swoich ostatnich chwilach był sam na sam z mordercą - opowiada Lech Wójtowicz, ojciec chłopaka.
Śledztwo zostało ponownie przedłużone, tym razem do 30 listopada. Krakowska kuria wydała oświadczenie, w którym twierdzi, że nikt z księży w tej sprawie nie był przesłuchiwany. Jeśli jednak zajdzie taka konieczność, nikt się nie sprzeciwi.
Z okazji 25-lecia wyjazdu na Maltę dwóch księży miało się wygadać, co stało się z chłopakiem. Wiadomo też, że kilkanaście tygodni temu policja przeszukała jedną z krakowskich plebanii. Ma to związek właśnie z tą sprawą.
Z ojcem mieszkającym w Rosji często pisali listy. W ostatnim z nich, z 10 stycznia 95 r., Robert pisał, że na Sylwestrze mało się bawił i większość czasu spędził na rozmowie z ks. Adamem. Tym samym, który podczas wyjazdu na Maltę miał powiedzieć, że Robert nie żyje.
Nie mam ze sprawą nic wspólnego. Nie skrzywdziłem Roberta. Nie mam wiedzy ani nawet intuicji. Chciałbym, aby prawda wyszła w końcu na jaw - mówi "Onetowi".
W tej sprawie jednak wiele jest sprzecznych faktów. Ks. Andrzej (brat ks. Adama) miał mówić, że na bal karnawałowy zaginiony przebrał się za lekarza. Miał to wiedzieć od ks. Adama. Ten jednak twierdzi, że nie rozmawiał z nim na ten temat.
Studentki należące do duszpasterstwa mówiły, że Robert często przesiadywał u ks. Adama. Miał zamęczać go pytaniami. Ten drugi jednak zaprzecza, że chłopak kiedykolwiek go odwiedził.
Księża zauważają też, że ksiądz Adam po zaginięciu "chodził struty i załamany". Ilekroć jakakolwiek rozmowa schodziła na temat Roberta, ksiądz miał je natychmiast ucinać.
Dwa lata po zaginięciu chłopaka odbył się wyjazd duszpasterstwa do Grzechyni. Ksiądz Andrzej miał wówczas opisać zaginionego słowami: "to ten, który został zabity w parku w Mistrzejowicach".
Ks. Adam miał nakłaniać inne osoby do podawania fałszywych informacji rodzinie. W badaniach wariografem wyszło, że "istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest bezpośrednio uwikłany w sprawę zaginięcia studenta Roberta Wójtowicza".
Ojciec zabitego nie szuka zemsty. Jak twierdzi, chce tylko dowiedzieć się, co stało się z jego synem. Dokumenty znajdujące się w aktach śledztwa pokazują, że ciało Roberta Wójtowicza ma znajdować się w jednej z podkrakowskich miejscowości, niedaleko domu rodzinnego księży.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.