Wojna w Ukrainie trwa już od dwóch i pół roku. W tym czasie każda ze stron zanotowała ogromne straty ludzkie, które mimo wielu opinii, są równie trudne do załatania zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Z tego też powodu w szeregach rosyjskiej armii coraz więcej pojawia się cudzoziemców.
W efekcie raz na jakiś czas głośno jest za sprawą afrykańskich i arabskich batalionów, które z wielkim entuzjazmem wstawiają nagrania z momentów gdy trafiają na front. Odbiór sytuacji zmienia się, kiedy nieprzygotowani trafiają na pierwszą linię ognia, gdzie odnoszą ogromne starty.
Tak też było w przypadku wysłanej w połowie lipca 14-osobowej kompani pochodzącej z Syryjskiej Republiki Arabskiej. W asyście rosyjskiego sierżanta trafiła ona na pierwszą linię ognia, gdzie już po godzinie została zaatakowana przez grupę dronów. Efektem słabego przygotowania było rozproszenie i samowolne wycofanie się niektórych żołnierzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fatalna sytuacja cudzoziemców w rosyjskiej armii
Tak też było w przypadku Mohammeda, który po ucieczce z linii ognia uciekł na tyły innego oddziału. Tam jednak nie otrzymał natychmiastowej pomocy, ponieważ początkowo próbowano dojść, kim on w ogóle jest.
Jak się później okazało dla dowodzących "lepiej" byłoby gdyby zginął. Coraz częściej zdarzają się przypadki, kiedy to dowodzący pobierają pensje zmarłych obcokrajowców. Tych zazwyczaj nikt z krewnych ich nie poszukuje, a co za tym idzie łatwiej zataić ich śmierć na froncie.
Według źródła wykorzystywanie ochotników zagranicznych do działań ofensywnych jest ulubioną i zakorzenioną już praktyką wśród dowódców jednostek, do których przydzieleni są cudzoziemcy. Odpowiedzialność ich za śmierć lub obrażenia takich osób jest zerowa — opisuje problem na portalu X konto technicznybdg.
Czytaj także: Tak zachował się Rosjanin. Chwilę później zginął
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.