28 lipca na prokremlowskich portalach społecznościowych pojawiły się dwa nagrania wideo z tortur i egzekucji ukraińskiego jeńca wojennego. Na filmach widać, jak żołnierze w rosyjskich mundurach znęcają się nad związanym jeńcem z Ukrainy. Dźgają go, biją, szydzą z niego, a na koniec zabijają strzałem w głowę.
Torturował ukraińskiego żołnierza
Filmy początkowo wiele osób popierających Rosję skomentowało nagranie, bądź udostępniło je dalej. Po kilku godzinach ta sytuacja się zmieniła. W prorosyjskich mediach stwierdzono, że filmy zostały sfałszowane i opublikowane przez ukraińskich agentów.
Torturom i morderstwu przewodził jeden żołnierz, który na koniec nie ukrywał, że jest z siebie dumny. Kilka portali próbowało ustalić jego tożsamość, ale bezskutecznie. Głównie ze względu na brak jakichkolwiek informacji o czasie czy miejscu zbrodni. Jednak dzięki dziennikarskiemu śledztwu The Insider i Bellingcat udało się namierzyć żołnierza.
Materiał filmowy został dokładnie przeanalizowany. Dzięki temu wychwycono kilka szczegółów m.in. kapelusz ze wzorem z muszelek, czarną bransoletkę na lewej ręce zabójcy czy ukraińską koszulę, którą miał na sobie. Zauważono także, że w tle stoi biały samochód z wymalowaną literą "Z" na drzwiach. Model samochodu to IKCO Samand - czterodrzwiowy sedan wyprodukowany w Iranie. Te wszystkie elementy pojawiły się także na innych filmach dostępnych w sieci, a to pozwoliło na przybliżenie się do prawdy.
Niektóre ze znalezionych filmów były lepszej jakości, co pozwoliło na przeanalizowanie twarzy mężczyzny. Dzięki programom do rozpoznawania twarzy ustalono, że żołnierz z filmu to 29-letni Mongusz Ochur-Suge z Tuwy. Mając imię i nazwisko można było go odnaleźć w mediach społecznościowych. Wśród jego znajomych na VK było wielu żołnierzy walczących w Ukrainie, w oddziałach czeczeńskich.
Na portalu VK zamieszczono post o zaginionych dokumentach. Stamtąd pozyskano numer telefonu do żołnierza. The Insider skontaktował się z nim, ale ten zaprzeczył jakoby miał cokolwiek wspólnego z torturami. Stwierdził, że nikogo nie skrzywdził i nigdy nie trzymał w rękach broni, a jedynie towarzyszył rosyjskim dziennikarzom. Zapewniał także, że wideo było edytowane.
Mongusz stwierdził, że skontaktował się z FSB. Tam miał usłyszeć, że nagrania zostały sfabrykowane i udostępnione przez Siły Zbrojne Ukrainy. W trakcie opowiadania własnej wersji wydarzeń żołnierz kilkukrotnie się pomylił i zaprzeczał sam sobie. Swoimi wypowiedziami potwierdził jednak, że na nagraniu jest właśnie on. Dodał także, że rozpoznali go jego znajomi, którzy jako pierwsi donieśli mu o udostępnieniu nagrań.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.