Zjawisko podejrzliwości internautów rozrosło się do dużych rozmiarów. Posty dotyczące odkrycia UFO pojawiały się na różnych platformach w mediach społecznościowych. Brak wiedzy na ten temat powodował pojawianie się coraz to nowszych teorii. Aby rozwiać wątpliwości, głos w sprawie zabrał inżynier NASA.
Czytaj także: "Wiadomości" wytykały Tuskowi, że mówił po niemiecku. Były premier "wyjaśnił" TVP po polsku
Inżynier Artur Chmielewski rozwiał wątpliwości internautów. Okazało się, że niezidentyfikowane obiekty na niebie to nic innego, jak balony stratosferyczne należące do NASA. W rozmowie z PAP przyznał, że te są zazwyczaj używane przez agencję do testów. Te są najczęściej przeprowadzane w Teksasie. Balon wznosi się na wysokość około 100 metrów, gdzie zbiera dane. Następnie uchodzi z niego Hel i spada na ziemię.
A jak coś było kulą, a teraz ja wypuściłem trochę helu z tego, to jak to wygląda? Właśnie jak taki spodek. A ponieważ jest trochę wiatru, to ten spodek tak dziwnie spada (kołysząc się na boki) – tłumaczył Artur Chmielewski.
Czytaj także: Papież wymierzył "policzek w twarz". Mówią o skandalu
Polak wyjaśnił również, co się dzieje z balonem po teście. Przyznał, że gdy ten spadnie na Ziemię, to jest niezwłocznie zabierany przez ciężarówkę z NASA. Proces ten wzbudza jednak podejrzenia i rodzi kolejne teorie spisowe internautów na temat UFO.