Jest sierpień roku 2000. Dla 16-letniego Michała Karasia to pierwsze takie wakacje, kiedy ma możliwość pojechać na jedną z wielu imprez. Ta, na której się pojawił, organizowana jest w sąsiedniej wsi Bieliny na Podkarpaciu. Jak się jednak okazało, była ona ostatnim momentem kiedy nastolatek był widziany.
Następnego dnia Michał Karaś nie pojawił się w swoim domu. Przejęła się tym jego starsza siostra, która po śmierci matki zajmowała się nastolatkiem. Natychmiast zgłosiła sprawę na policję, gdzie usłyszała, że chłopak sam się niedługo odnajdzie.
Ale dziś, z perspektywy lat widzę, że nikt się tym poza nami nie przejął. Nie było żadnej akcji, przesłuchań, poszukiwań śladów. Na komendzie usłyszeliśmy wtedy, że to pewnie ucieczka i chłopak niebawem sam się odnajdzie — mówi w rozmowie z "Faktem" siostra chłopaka, pani Bożena.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po 24 latach znaleziono nowy trop?
Michał jednak nie wrócił, a od jego zaginięcia minęło już niemal ćwierć wieku. Przed dwoma laty policja rozpoczęła w tej sprawie śledztwo, które jest prowadzone w kierunku prawdopodobnego zabójstwa. Do tej pory próżno było szukać przełomów, jednak to zmieniło się przed kilkoma dniami.
Kilka dni temu zdarzyło się coś nieoczekiwanego. To tajemnicza kartka, którą ktoś zostawił na grobie rodziców Michała. Musiało się to wydarzyć między 15 a 26 maja. Najpierw byłem na cmentarzu w imieniny mamy, Zofii, a potem w Dniu Matki i to wtedy pod zniczem zauważyłem coś białego — opowiada brat Michała Andrzej Karaś.
Na wspomnianej karce napisane było imię Michał, a następnie oddzielone myślnikami kolejne imię i nazwisko. Jak wskazuje rodzina zaginionego chłopaka, nie znają tej drugiej osoby. Dowód ten obecnie jest w rękach policji, która bada, kto mógł go podłożyć i kim jest zapisana osoba.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.