Wakacje w pełni, a to oznacza, że największe kurorty turystyczne w kraju przeżywają prawdziwe oblężenie. W wielu przypadkach tak duża ilość turystów powoduje także sezonowe problemy. W przypadku nadmorskich miejscowości niezmiennie od lat są to roznegliżowane osoby poza plażami oraz tzw. zjawisko "parawaningu".
O ile pierwszy z problemów z roku na rok staje się coraz rzadszy, tak odgradzanie się plażowiczów parawanami niezmiennie pozostaje naszą specjalnością narodową. W tym roku głośno było już za sprawą jednego z turystów, który postanowił w ten sposób "zagarnąć sobie" kawałek plaży, co skomentowali WOPR-owcy z Gniewina.
Jednocześnie wszelkie próby walki włodarzy nadmorskich miejscowości z tym zjawiskiem kończą się sporym sprzeciwem turystów. Efektem jest niemal całkowite porzucenie tych prób, czego konsekwencją są późniejsze problemy samych plażowiczów, którzy by dojść do morza muszą przedzierać się slalomem przez parawany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Za rozłożenie parawanu można dostać mandat
O prawny aspekt "zajmowania" plaż parawanami, zapytany w programie Dzień Dobry TVN, został prawnik Marcin Kruszewski, znany także ze swojej internetowej twórczości jako Prawo Marcina. Zjawisko tzw. parawaningu nazwał on "wykroczeniem zakłócenia porządku innym wybrykiem" za co grozi nawet 5000 zł mandatu.
Parawany są i będą, ale musimy zachować nie tylko względy kultury, ale też pamiętać o prawie. Parawany nie są zabronione, chyba że zarządca danego terenu w jakichś przepisach lokalnych ujął, że ich nie można zastosować. Wtedy wchodzi w grę popełnienie wykroczenia, złamanie przepisów porządkowych, więc musimy spojrzeć na regulamin plaży. Nie spotkałem nigdy plaży, która by tego zakazywała, ale były takie próby, nie będę wskazywał miasta. Nad polskim wybrzeżem bunt turystów był bardzo duży — powiedział Marcin Kruszewski w Dzień Dobry TVN.
Czytaj także: Zamykają słynny kiosk po 35 latach. Oto powód