Protesty rolników coraz częściej paraliżują główne ulice w Polsce. Rolnicy i przewoźnicy protestują także na granicy z Ukrainą, sprzeciwiając się napływowi tamtejszych towarów. Jak twierdzą, sprowadzanie ich jest nieuczciwą konkurencją, która wykańcza lokalnych przedsiębiorców.
Z tego też powodu, ostatnio znacząco zaostrzono blokady na granicy. W ogromnych korkach stoją setki ciężarówek, czekających na wjazd do Polski. Na szczególne traktowanie mogą liczyć jednak transporty humanitarne, które omijają niemal całą blokadę. Z tego też powodu coraz częściej obserwowano przypadki, nadużywania tych uprawnień.
Zakonnica przyłapana na przekręcie
Jeden z tego typu przypadków miał miejsce 14 lutego bieżącego roku. Jego bohaterką została zakonnica, która prowadziła dwie ciężarówki pomocy humanitarnej. Próbując pokonać granicę polsko-ukraińską, natrafiła jednak na kontrolę przeprowadzoną przez protestujących rolników.
To, co znaleźli, całkowicie ich zaskoczyło. W dwóch ciężarówkach faktycznie znajdowały się koce i odzież, z tym że nie były jedynym towarem przewożonym przez transport humanitarny. Protestujący kontrolujący naczepę, w jej głębi znaleźli bowiem kable i części do samochodów osobowych.
Tego typu sytuacja to nie wyjątek. Coraz częściej można spotkać wykorzystywanie komercyjnych ciężarówek do przewozu pomocy humanitarnej. Dla wielu organizacji pomocowych jest to zdecydowanie tańsze rozwiązanie, niż gdyby miały wysłać samodzielny transport pomocy humanitarnej.
Korzystam z firm transportowych, które jadą do Ukrainy ze swoim ładunkiem komercyjnym i doładowuję do ich ciężarówek swój towar. Po pierwsze gwarantuje to szybki dojazd. A po drugie, to półdarmowy transport, bo za przewóz czterech czy pięciu palet pomocy humanitarnej nie muszę płacić 5-6 tys. zł. - wspominał Volodymyr Dyba, prezes zarządu Fundacji "Welcome Rzeszów" w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.