Policja i wojsko otworzyły w niedzielę ogień do protestujących na ulicach w mieście Myitkyina. Nie wiadomo czy użyta została amunicja ostra, ale na ulice wyjechał ciężki sprzęt, m.in. transportery opancerzone.
Przypomnijmy: 1 lutego w tym niedużym kraju w Azji Południowo-Wschodniej doszło do zamachu stanu. Władzę objęło wojsko, dokonując aresztowań m.in. wśród polityków. Powodem zamachu były rzekome fałszerstwa wyborcze po tym, jak sformowany został nowy rządu.
Wśród zatrzymanych była m.in. liderka zwycięskiej partii Narodowa Liga na rzecz Demokracji, Aung San Suu Kyi. Kobieta była już kilkakrotnie zatrzymywana przez wojsko i władze kraju. W okresie 1989 - 1995 i 2000-2001 (z przerwą) była przetrzymywana w areszcie domowym.
Teraz zaś, siły bezpieczeństwa zaczęły strzelać do protestujących.
Strzały na ulicach
Przed elektrownią w mieście Myitkyina, zajętej obecnie przez wojsko, protestowało kilkaset osób, które policja usiłowała rozpędzić, używając też armatek wodnych. W niedzielne po południu przy elektrowni - jak mówi lokalni świadkowie - pojawiły się czołgi. Siły bezpieczeństwa miały strzelać także do lekarzy.
Podczas rozpędzania demonstrantów zatrzymano pięciu dziennikarzy - przekazały tamtejsze media. Ambasada USA wydała komunikat, w którym wzywa Amerykanów przebywających w Birmie, by pozostali w domach, ze względu na niepokojące ruchy wojsk oraz wysłanie na ulice miast pojazdów opancerzonych. Ostrzegła też, że w między godziną 1 w nocy a 9 rano może dojść do przerwania wszelkiej telekomunikacji.
Strzały (gumową amunicją) padły też w mieście Mandalay, w środkowej części kraju.
Chińska aktywność?
Co ciekawe, lokalne media sygnalizują, że w Birmie pojawiają się żołnierze armii chińskiej.
Wojskowa junta, która obaliła demokratycznie wybrany rząd Birmy, wprowadziła w niedzielę niemal całkowitą blokadę internetu po kolejnym dniu protestów przeciw puczowi. Według relacji w mediach społecznościowych w miastach zostały rozlokowane oddziały wojsk.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.