Biały dym znad Kaplicy Sykstyńskiej zwiastuje wybór nowego papieża. Ciemny, gęsty dym, wydobywający się z warszawskich kominów, zwiastuje problemy — dla okolicznych mieszkańców, ale i właścicieli zakładów, którzy ''zapominają'', że nie wolno używać pieców bezklasowych, ani palić odpadami.
Podczas patrolowania Woli strażnicy miejscy z Oddziału Ochrony Środowiska zauważyli ciemny dym, wydobywający się z komina przy ulicy Gostyńskiej. Fetor było czuć w całej okolicy. Jak się okazało, źródło zanieczyszczeń mieściło się w budynku warsztatu samochodowego.
Funkcjonariusze podjęli kontrolę firmy. W jednym z pomieszczeń ujawniono stary piec. Jak się okazało, spalano w nim także przepracowany olej silnikowy, spuszczany z serwisowanych tam pojazdów — czytamy w komunikacie stołecznych strażników miejskich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na osobę winną wykroczenia nałożono mandat karny. Właściciela warsztatu zobligowano również do bezzwłocznego zdemontowania starego pieca.
To tylko jeden z podobnych przypadków, opisanych w ostatnim czasie przez stołecznych strażników miejskich.
Kolejny ''truciciel atmosfery''
28 listopada kontrolę przeprowadzono w warsztatach przy ul. Kłobuckiej w dzielnicy Ursynów. I w tym przypadku ujawniono bezklasowy piec, zatruwający powietrze sąsiadom.
Piece starego typu oraz wszelkiego rodzaju "samoróbki" emitują trujące substancje. Właśnie dlatego ich stosowanie jest zakazane — przypominają strażnicy miejscy.
Właściciel zakładu musi zdemontować piec i zapłacić nałożone na niego przewidziane prawem kary.
Kolejne kontrole strażników wykażą, czy właściciele warsztatów zastosowali się do wydanych im poleceń.
Warto przypomnieć, że od 1 stycznia tego roku obowiązuje zakaz używania ''kopciuchów'' na terenie województwa mazowieckiego. Z kolei od 1 października w Warszawie nie można już palić w kotłach i piecach węglem kamiennym i paliwami wyprodukowanymi z jego wykorzystaniem w kotłach i piecach.
Mimo to w stolicy nie brakuje właścicieli zakładów, którzy jesienią i zimą ''oszczędzają'', trując przy tym siebie i okolicznych mieszkańców. Dlaczego tak jest? Możliwe, że właściciele warsztatów nie obawiają się kar, ponieważ te w gruncie rzeczy nie są zbyt wysokie.
Za złamanie przepisów grozi mandat do 500 zł i grzywna w wysokości 5 tys. zł (jeśli strażnik skieruje sprawę do sądu).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.