W sobotę (15 czerwca) na profilu Służby w akcji na platformie X opublikowano zdjęcie migrantów znajdujących się na przystanku w miejscowości Czerlonka w gminie Białowieża. Lokalna sołtys postanowiła zaalarmować, że mieszkańcy są zaniepokojeni obecnością grupy mężczyzn.
Ludzie boją się wyjść wieczorami na ulice, a przez to że przystanek jest ciągle okupowany dzieci boją się tam stanąć, by zabrał ich autobus szkolny - napisano.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sołtys Czerlonki mówi, jak zachowywali się migranci
Anna Borowska-Berend jest radną gminy Białowieża i sołtysem Czerlonki. W rozmowie z o2.pl mówi, jak wyglądała sytuacja z jej perspektywy.
Mieszkańcy zgłaszali problem od tygodnia. Wcześniej migranci byli pochowani. Od ponad tygodnia byli na tym przystanku od rana do wieczora. Nie wiem, dlaczego akurat tam. Mieszkańcy dzwonili do mnie, zgłaszali. Migranci siedzieli, chodzili dookoła tego przystanku. Kiedy do nich podeszłam, akurat aktywiści siedzieli z drugiej strony przystanku, a oni na przystanku. Zrobiłam im zdjęcie, poprosiłam ich, żeby zmienili miejsce. Powiedzieli mi, bym zadzwoniła na policję. Odeszłam stamtąd - mówi nam sołtys Czerlonki.
Jak zaznacza, działania przez nią podjęte były zgodne z prawem. Zgłosiła sprawę na Policję i Straż Graniczną. Mundurowi nie mogli jednak nic zrobić, bowiem migranci znajdowali się w miejscu publicznym i nie doszło z ich udziałem do jakiegokolwiek incydentu. Z kolei Straż Graniczna, zdaniem sołtys, była zaangażowana w pilnowanie granicy. Anna Borowska-Berend nie ma jednak żadnych pretensji do służb. - Strażniczy graniczni byli w rozjazdach - tłumaczy. Mimo tego w sobotę migrantów już nie było.
Od soboty jest spokój, bowiem jeżdżą Straż Graniczna i policja, więc nie miałam żadnych niepokojących sygnałów. W tej chwili migrantów nie ma na przystanku - przekazała nam sołtys Czerlonki.
Anna Borowska-Berend zaznacza, że mieszkańcy wsi są bardzo zaniepokojeni sytuacją na granicy. Mówi również o sytuacji osób odpowiadających za ochronę granicy. -Funkcjonariusze są zmęczeni, są w niebezpieczeństwie, co pokazała ostatnia śmierć młodego żołnierza - zauważa. Przyznaje, że nie spodziewała się, iż zdjęcie z Czerlonki odbije się tak szerokim echem w mediach społecznościowych. Jednocześnie nie chce komentować działań rządu dotyczących wzmocnienia granicy i utworzenia Tarczy Wschód. - Nie chcę być kojarzona z jakąkolwiek polityką - wyjaśnia.
Zarzuty pod adresem organizacji
W poście zamieszczonym przez Służby w akcji jest także mowa o działaniach podejmowanych przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne. Jest ona oskarżana o organizowanie transportu dla migrantów do Polski. W sieci przesyłany jest numer organizacji. Jest także "pinezka" na mapie, wskazująca na przystanek w Czerlonce.
Zrobiono sobie więc tam niejako punkt zbiorczy. To tam imigranci wypełniają dokumenty o pełnomocnictwo i wniosek o azyl w Polsce, następnie czekają godzinami na Straż Graniczą z której zrobili sobie wręcz taksówkę do ośrodka. Mamy również informację, że Podlaskie OPH przywozi w te miejsce nielegalnych imigrantów z innych miejsc, być może zebranych z okolicznych lasów - czytamy w poście.
Czytaj również: Imigranci z Niemiec do Polski. Wąsik ma radę dla Tuska
Próbowaliśmy się skontaktować z organizacją. Niestety, nie udało się uzyskać komentarza w tej sprawie. Jednak prezes zarządu POPH poinformowała za pomocą mediów społecznościowych, iż odebrała migrantów z Czerlonki ze Straży Granicznej.
Wyobraźcie sobie, czarni ludzie mogą: korzystać z przystanków, wsiadać do samochodów, jadać w restauracjach (właśnie jedziemy na obiad). Za pełnym przyzwoleniem polskich służb. Bo takie jest prawo - napisała Agata Katarzyna Kluczewska.
O sprawę z Czerlonki zapytaliśmy również w podlaskiej Straży Granicznej. Czekamy na informację ze służb.