Kim Durkee obecnie wraca do zdrowia po poważnej operacji, którą przeprowadzili lekarze z Massachusetts General Hospital. Kobieta otrzymała pomoc na czas, po tym jak odpowiednie sygnały wysłał jej Apple Watch. - Ten zegarek naprawdę uratował mi życie - powiedziała 67-latka w rozmowie z WBZ-TV.
Zegarek uratował jej życie. Lekarze byli w szoku
Problemy Amerykanki rozpoczęły się pod koniec maja, kiedy to smartwatch firmy Apple przez dwie noce z rzędu wysyłał jej komunikaty ostrzegające o migotaniu przedsionków. Kobieta zignorowała jednak ostrzeżenia i uznała, że zegarek jest w błędzie.
Trzeciej nocy odczyty prezentowane na zegarku były zbyt wysokie, aby to bagatelizować. Powiedziałam sobie, że lepiej udać się na pogotowie. Gdyby mi powiedzieli, że nie ma się czym martwić, to po prostu rzuciłabym zegarkiem w kąt - dodała Kim.
Czytaj także: Nagle spadł na plażę w Grecji. "Zewsząd lała się krew"
Medycy ze szpitala w Massachusetts szybko ustalili, że serce kobiety bije szybko i nieregularnie z bardzo poważnego powodu. Wykryto u niej śluzaka, rzadki rodzaj guza, który bardzo szybko rośnie i w ten sposób ogranicza dopływ krwi do serca. Dlatego Amerykance groził udar.
Lekarze zapytali mnie, skąd wiedziałam, że mam migotanie serca. Odpowiedziałam, że zegarek mi to zasugerował - zdradziła kobieta w telewizyjnym wywiadzie.
Kim Durkee nie miała żadnych innych objawów, więc gdyby nie interwencja Apple Watcha, żyłaby nieświadomie z guzem. Lekarze już wycięli śluzaka, który miał rozmiar nieco ponad czterech centymetrów. - Uważam, że miałam mnóstwo szczęścia. To cud, że jestem tutaj i mogę rozmawiać z tobą - powiedziała 67-latka.
Amerykanka zdradziła, że kupiła smartwatcha głównie po to, by rejestrować na nim swoje treningi i codzienną aktywność. Miała jednak z tyłu głowy, że urządzenie może jej pomóc w razie jakichś dolegliwości. Nie przypuszczała jednak, że inteligentny zegarek pozwoli w wykryciu śmiertelnego guza.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.