Wołodymyr Zełenski w rozmowie z "Guardianem" powiedział, opierając się na "informacjach wywiadowczych", że Rosja w 2025 roku planuje przeszkolić 150 tys. żołnierzy.
W 2025 roku, latem albo jesienią, kiedy będą gotowi, wtedy mogą zacząć pełnoskalową inwazję. I w tej chwili mam pytanie: kto powiedział, że zaczną pełnoskalową inwazję ponownie wobec Ukrainy? Będą mogli zacząć w Polsce, na Litwie - powiedział Zełenski.
Zdaniem prezydenta Ukrainy te informacje mają dowodzić, iż Władimirowi Putinowi wcale nie zależy na dialogu. Dr hab. Krzysztof Fedorowicz, starszy analityk w Zespole Wschodnim Instytutu Środkowej Europy, uważa, że zagrożenie dla Polski ze strony Rosji w tym przypadku jest bardzo mało prawdopodobne.
Nie wydaje mi się realne, bo nie wyobrażam sobie, by strona rosyjska przerzuciła 100 lub 150 tys. wojsk na Białoruś. W jakim celu? Tylko w przypadku zaatakowania kolejnego kraju. My jesteśmy tymczasem w sytuacji, kiedy bliżej jest do zawarcia pokoju niż do eskalacji konfliktu - mówi dr Fedorowicz w rozmowie z o2.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Oczywiście, może to być element nacisku, wywierania presji na stronę ukraińską lub amerykańską (...) Natomiast moim zdaniem jest to gra ze strony prezydenta Ukrainy, który chce wzbudzić zainteresowanie na innym odcinku - twierdzi ekspert.
W jego opinii obecna pozycja negocjacyjna Ukrainy jest słaba, dlatego Wołodymyr Zełenski podejmuje "próbę podbicia stawki i zwrócenia uwagi na to, że zagrożenie może się pojawić zupełnie gdzie indziej".
Musimy pamiętać, że w drugiej połowie roku odbędą się rosyjsko-białoruskie ćwiczenia ZAPAD 2025. Będą to największe ćwiczenia wojskowe od czasu interwencji Rosji w Ukrainie. Szacuje się, że weźmie w nich udział 40 tys. żołnierzy, z czego 13 tys. z samej Rosji. Nie są to liczby, które podaje Wołodymyr Zełenski - dodaje dr Fedorowicz.
Do niedawna źródłem informacji o wojskach rosyjskich na Białorusi był niezależny projekt monitorujący aktywność wojskową, Biełaruski Hajun. Został on w ubiegłym tygodniu zamknięty ze względu na wyciek danych osobowych osób, które podawały liczebność wojska i kierunki jego przemieszania. Wprowadzono także kary za upublicznienie tych danych.
Rosja podpisała traktat z Białorusią. "Przeszło bez echa"
Nasz rozmówca zwraca uwagę na fakt, który miał miejsce pod koniec ubiegłego roku. W grudniu została podpisana umowa między Rosją i Białorusią dotycząca gwarancji bezpieczeństwa w ramach państwa związkowego.
Przeszło to niemal zupełnie bez echa. Tymczasem warto zobaczyć, co w tym dokumencie jest. To kilka stron w formacie A4. Pewne zapisy są dość jednoznaczne - mówi dr Fedorowicz.
W jednym z artykułów strony wychodzą z założenia, że przestrzeń obronna państwa związkowego jest integralna. - To znaczy, że nie możemy patrzeć na Rosję i Białoruś oddzielnie, ale razem. Strony zobowiązują się wspierać wzajemnie wszelkimi dostępnymi, uzgodnionymi metodami w przypadku jakiegokolwiek ataku na bezpieczeństwo którejś ze stron lub na państwo związkowe. Atak ukraiński na Rosję jest równoznaczny z koniecznością udzielenia pomocy przez Białoruś - wskazuje ekspert.
Ekspert Instytutu Europy Środkowej zwraca uwagę na fakt, że Ukraina zajmuje część obwodu kurskiego i wojska białoruskie mogą się tam pojawić zgodnie z zapisami traktatu. Dr Fedorowicz uważa jednak, że Aleksandr Łukaszenka zrobi wszystko, by jego żołnierze nie brali udziału w walkach. Na razie Białoruś współuczestniczy w inwazji poprzez udostępnianie terytorium i sprzętu wojskowego Rosjanom czy szkolenie i leczenie żołnierzy Putina. Na tym jednak współpraca białorusko-rosyjska się nie kończy, bowiem podpisany traktat sprawia, że oba państwa mogą iść kilka kroków dalej.
Artykuł piąty tego traktatu mówi, że w celu zapobiegania i odpierania aktów agresji na terytorium Białorusi, mogą być tworzone obiekty wojskowe i inne obiekty Federacji Rosyjskiej, a także mogą stacjonować formacje Federacji Rosyjskiej. Zgodnie z tym, Rosja może przenieść na Białoruś dowolną liczbę żołnierzy, budować dowolne obiekty wojskowe. To jest ważny artykuł, bowiem wskazuje, że strona rosyjska pod względem wojskowym może praktycznie wszystko - mówi dr Fedorowicz.
Z kolei artykuł szósty traktatu mówi o broni jądrowej. Strony uznają broń jądrową Federacji Rosyjskiej za ważny czynnik zapobiegający powstawaniu konfliktów zbrojnych.
Może zostać użyta w odpowiedzi na użycie broni jądrowej lub innych rodzajów broni masowego rażenia przeciwko którejkolwiek ze stron, a także w przypadku agresji z użyciem broni konwencjonalnej, stwarzającej krytyczne zagrożenie dla jej suwerenności i integralności terytorialnej.
Rosja i Białoruś mogą także używać sankcji wobec państw i organizacji międzynarodowych, które nakładają na nie ograniczenia gospodarcze. Traktat został zawarty na 10 lat. Dr Fedorowicz mówi, że Rosja de facto wchłonęła już Białoruś w swoją strefę wpływów.
Głównym celem Federacji Rosyjskiej jest zmuszenie strony białoruskiej do wzięcia udziału w tym konflikcie. Natomiast głównym celem Łukaszenki jest utrzymanie władzy i niedopuszczenie do sytuacji, w której wojska białoruskie brałyby udział w tej operacji. Warto powiedzieć, że istnieje nieformalny układ między Białorusią i Ukrainą. Kijów przekazał władzom w Mińsku, że jeśli udział Białorusi w wojnie przekroczy pewne granice, może dojść do ataków z udziałem dronów na rafinerie, bazy wojskowe tak, jak to ma miejsce w Rosji. Tego na razie nie ma. Strona ukraińska czegoś takiego jeszcze nie zrobiła - mówi ekspert.
Co ciekawe, w poniedziałek ukazały się informacje, iż przedstawiciele Donalda Trumpa rozmawiali z władzami w Mińsku. Czyżby Łukaszenka dołączył do rozmów pokojowych?
Nie są to informacje potwierdzone, jednak mogą one sugerować, że strona amerykańska chce zabezpieczyć flankę północną. Białoruś miałaby się zobowiązać do tego, że nie będzie zaogniała sytuacji w regionie. Nie chce mi się wierzyć, że Mińsk miałby wziąć udział w rozmowach pokojowych. Aleksandr Łukaszenka jest tym co prawda zainteresowany, jednak nie sądzę, by Trump i Putin wyrazili na to zgodę - ocenia dr Krzysztof Fedorowicz.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl