Informacje o możliwości zdymisjonowania szefa SBU pojawiły się w czerwcu. Jako pierwszy opisał je portal Politico. Spekulowano wtedy, że Zełenski miał mieć poważne zastrzeżenia wobec Bakanowa, związane z toczącą się wojną w Ukrainie. We wtorek Bakanow został odwołany. Jego obowiązki pełni obecnie pierwszy zastępca - Wasyl Maljuk.
Chodziło m.in. o nieskuteczność, a nawet zdradę w szeregach SBU. Jedno i drugie miało doprowadzić do szybkiego zdobycia Chersonia na południu kraju przez wojska rosyjskie. SBU za szybko i wbrew rozkazom prezydenta rozpoczęło ewakuację ludności cywilnej. Nie wysadziło również mostu, co przyczyniło się do szybkiego zajęcia miasta.
Nie poszło jednak tylko o niekompetencję. W kontekście chersońskiego SBU pojawił się także o wiele cięższy zarzut zdrady. Zastępca szefa tamtejszego oddziału służby płk Ihor Sadohin, który znał np. rozmieszczenie punktów obrony miasta, miał... koordynować uderzenia lotnictwa Rosjan, samemu uciekając z miasta w konwoju ludzi z SBU.
Niedopełnienie obowiązków i zdrady
W dekrecie Wołodymyra Zełenskiego o odwołaniu Bakanowa pojawiły się groźnie brzmiące zarzuty. Prezydent Ukrainy napisał m.in. o niedopełnieniu obowiązków służbowych, co "doprowadziło do ofiar śmiertelnych i innych poważnych konsekwencji". W zwyczajowym, wieczornym wystąpieniu prezydent Ukrainy oświadczył też w poniedziałek, że "ważą się" losy 28 innych funkcjonariuszy SBU. Zarzuty te same, co w przypadku Bakanowa.
Ponadto do aresztu trafił ostatnio były szef SBU na Krymie Ołeh Kulinicz. Zarzut - współpraca ze służbami rosyjskimi. Za kratami posiedzi co najmniej do 13 września, bez możliwości wyjścia za kaucją. Nie bez znaczenia jest fakt, że Kulinicza zatrzymano w niedzielę - w dniu, gdy Zełenski wydał dekret o zawieszeniu Iwana Bakanowa.
Słowo "zdrada" pojawia się w kontekście zarządzanego przez Bakanowa SBU częściej. Podobnie zresztą - o czym pisze sekcja ukraińska BBC - jak w przypadku prokuratury generalnej Ukrainy. Warto zaznaczyć, że wraz z dekretem o odwołanie szefa ukraińskiego kontrwywiadu Zełenski zawnioskował o odwołanie prokurator generalnej kraju Iryny Wenediktowej.
Mówił o tym zastępca szefa kancelarii prezydenta Andriej Smirnow. Przekonywał, że w szóstym miesiącu wojny w SBU i prokuraturze wciąż skrywają się duże grupy funkcjonariuszy kolaborujących z Rosjanami, a tempo oczyszczania z nich obu instytucji jest niewystarczające.
Wprost artykułował to zresztą sam Zełenski. W przemówieniu z poniedziałku stwierdził, że "taka liczba przestępstw przeciwko podstawom bezpieczeństwa Ukrainy, tak silne powiązania między pracownikami SBU a służbami specjalnymi Rosji budzi wiele pytań w stronę kierownictwa, a na każde z tych pytań trzeba będzie znaleźć odpowiedź". Spośród 561 postępowań o zdradę stanu, jakie toczą się w Ukrainie, 60 domniemanych zdrajców miało być właśnie funkcjonariuszami SBU.
Realne zarzuty czy walka frakcji?
Były szef Agencji Wywiadu płk Grzegorz Małecki mówi w rozmowie z o2.pl o wątpliwościach w sprawie tych zarzutów. Stawia na rozgrywkę wewnętrzną między SBU a HUR (wywiad wojskowy Ukrainy), w której "przegrywa ta pierwsza". Jak ocenia, prezydent Zełenski "jest pod czyjąś presją" i musi w sprawie Bakanowa "lawirować".
Za mało o tym wiemy, ale to, co widzimy, to skutki walk frakcyjnych w łonie wojska i służb. Trzeba byłoby przyjrzeć się tym zarzutom o zdradę w SBU, na ile są uzasadnione? Nie wierzę, żeby Bakanow tolerował zdradę, prędzej widzę tu brutalną walkę miedzy formacjami. A Zełenski próbuje tutaj uspokoić atakujących SBU wojskowych, ale nie chce skrzywdzić przyjaciela, mając świadomość, że te zarzuty mogą być bezpodstawne. A może wojskowych w tych zarzutach wspierają sojusznicy? - mówi o2.pl Małecki.
Fakt, że stanowiska obojga - i Bakanowa, i Wenediktowej - były "gorące" jeszcze przed wybuchem wojny. Byłemu już szefowi SBU wypominano prawnicze wykształcenie, Wenediktowej - że do pracy jako zwierzchniczka prokuratury przyszła z Komitetu Śledczego, bez doświadczenia w pracy prokuratorskiej. Ukraińscy komentatorzy sceny politycznej zarzucali też obojgu złą współpracę z administracją prezydenta i zbyt dużą indywidualność.
Myślę, że mogą stać za tym zachodni sojusznicy, którzy stracili cierpliwość do Bakanowa z powodu zbyt opornych zmian instytucjonalnych i kadrowych. Faktycznie, SBU opierała się od dawna zmianom, sabotując proces reform jeszcze przed wojną. I teraz wykorzystali pewnie jakieś faktyczne sprawy do uderzenia zarówno w niego jak i w sama służbę. W tle jest próba przejęcia przez HUR wielu kompetencji SBU i wywiadu cywilnego, i de facto wybicia się na czoło wspólnoty wywiadowczej - dodaje płk Małecki.
Zarówno Bakanow, jak i Wenediktowa przestali być graczami zespołowymi, a to jest bardzo ważne dla Zełenskiego. Gdy dana osoba przestaje działać w ramach zespołu, idzie w odstawkę - mówił ukraińskiej BBC politolog Wołodymyr Fesenko.
Bakanow się odgryza
W oficjalnym oświadczeniu na stronie SBU Bakanow skomentował swoje odejście. Przekonuje, że pod jego kierownictwem służba zajmowała się "działaniem, a nie polityką". Stawia także szereg pytań dotyczących swojej pracy. Trudno nie odnieść wrażenia, że są one skierowane do Wołodymyra Zełenskiego.
Przypomina, że to za jego czasów zatrzymano m.in. Wiktora Medwedczuka, że SBU prowadziła sprawy dotyczące polityków, a nawet partyjnych liderów, oraz wspomina o nieprawidłowościach w gospodarowaniu państwowymi nieruchomościami przez polityków.
Dodał również, że Rosjanie planowali zająć Kijów w pierwszych dniach inwazji, ale to się im nie udało. Miał w tym rację, bowiem SBU skutecznie rozprawiała się w pierwszych dniach wojny z rosyjskimi grupami dywersyjnymi. Także w Kijowie. Na koniec zaś podziękował społeczeństwu (co istotne: nie prezydentowi) za zaufanie i przypomniał o konieczności solidarności narodowej w obliczu wojny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.