1 listopada - podczas obławy na Grzegorza Borysa podejrzanego o zabójstwo sześcioletniego syna - doszło do tragedii. W trakcie akcji poszukiwawczej śmierć poniósł 27-letni płetwonurek Bartosz Błyskal.
Uczestnik poszukiwań zmarł podczas przeczesywania zbiornika Lepusz. Nie jest to zwykły staw - do nurkowania w tym zbiorniku konieczne są odpowiednie umiejętności oraz właściwy sprzęt. W wielu miejscach Lepusz jest zarośnięty, a poza tym ma muliste dno. Po jego powierzchni pływają natomiast wyspy torfowe - pod jedną z nich 6 listopada znaleziono ciało Grzegorza Borysa.
Niewykluczone, że inna wyspa okazała się śmiertelną pułapką dla Bartosza Błyskala. Nowymi ustaleniami w sprawie tragedii podzielił się reporter Radia ZET Miłosz Gocławski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przekazał, że w ocenie specjalistów od nurkowania wyspy pływające po zbiorniku Lepusz sprawiają, że schodzenie pod wodę w tym miejscu należy traktować jak nurkowanie w tzw. przestrzeniach zamkniętych. Zasady dot. pracy nurków cywilnych w trudnych warunkach są natomiast bardzo restrykcyjne.
Mówią one, że: w przypadku prowadzenia prac podwodnych w przestrzeniach zamkniętych oraz na akwenach, na których występuje kra lodowa, w celu zapewnienia bezpieczeństwa nurków wymaga się dodatkowych przedsięwzięć, uwzględniających pragmatykę służbową, w szczególności;
1) zastosowania sprzętu do autoasekuracji, oświetlenia i łączności;
2) zastosowania dwóch niezależnych źródeł mieszaniny oddechowej;
3) wykonywania prac przez nurków posiadających dodatkowe przeszkolenie w tym zakresie".
Bartosz Błyskal nie żyje. Centrala była zepsuta
Rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku brygadier Jacek Jakóbczyk oznajmił, że zmarły Bartosz Błyskal miał uprawnienia młodszego nurka MSWiA.
Potwierdził również, że łączność z płetwonurkiem z powodu awarii sprzętu odbywała się jedynie fizycznie przez tak zwaną kablolinę, ponieważ centrala łączności podwodnej wykorzystywana w takich sytuacjach była zepsuta i od kilku tygodni znajdowała się w naprawie - donosi Radio ZET.
Rozgłośnia ustaliła poza tym, że Błyskal miał ze sobą tylko jedno źródło mieszaniny oddechowej. Płetwonurek zszedł zatem pod wodę z jedną butlą, natomiast w razie zagrożenia mógł jedynie szarpać za przewód asekuracyjny.
"Jakóbczyk zastrzegł jednocześnie, że zadanie postawione przed Błyskalem miało dotyczyć - zgodnie z poleceniem kierującego pracami podwodnymi w miejscu poszukiwań Borysa - sprawdzenia tylko tak zwanej części otwartej zbiornika, to jest wzdłuż brzegu i wysp. A co za tym idzie, jak tłumaczył rzecznik gdańskich strażaków, nadzwyczajne środki bezpieczeństwa określone w rozporządzeniu MSWiA, dotyczące "prowadzenia prac podwodnych w przestrzeniach zamkniętych". w tym przypadku nie musiały być zachowane" - czytamy na radiozet.pl.
Okoliczności tragedii mają ocenić dwa specjalne zespoły powołane przez straż pożarną. Sprawą zajmuje się również Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że Bartosz Błyskal nie utonął, ale zmarł wskutek niewydolności krążeniowo-oddechowej. Najprawdopodobniej doszło do uduszenia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.