28 maja 2023 roku sześć osób wracało fiatem punto z wesela. Autem kierował 72-letni pan Zenon, który nie był na imprezie, lecz przyjechał około godziny 4 rano, aby odebrać swoich bliskich. W samochodzie znajdowali się jego syn Paweł (43 lata), synowa Agnieszka (38 lat) oraz wnuki: Ernest (16 lat) i Adrian (19 lat). W aucie była również 18-letnia Kasia, dziewczyna Adriana.
W pewnej chwili w ich samochód uderzył rozpędzony mercedes klasy S, którym kierował 37-letni Piotr M. W wyniku wypadku cudem ocalał tylko Ernest, wszyscy pozostali zginęli na miejscu.
Ekspertyzy wykazały, że mężczyzna jechał samochodem 190 km/h i był pod wpływem alkoholu oraz narkotyków, w tym kokainy. Piotr M. doznał obrażeń. Aktualnie przebywa w szpitalu w areszcie śledczym. Stamtąd łączył się przez internet z salą rozpraw w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragiczny wypadek we wsi Boksycka
18-letnia Katarzyna była najmłodszą ofiarą wypadku. Niedawno zdała maturę z wyróżnieniem i była najlepszą uczennicą w swoim liceum. Jej przyszłość wyglądała obiecująco, chciała studiować prawo. "W moich oczach jest pan mordercą" - powiedziała w poniedziałek na procesie mama zmarłej Kasi, cytowana przez "Fakt".
Mama dziewczyny wspomniała, że w trakcie wesela, córka wysyła jej zdjęcia, rozmawiała z nią przez telefon o godz. 2.30. "Potem rano zobaczyłam, że jej nie ma w domu. Jej telefon był wyłączony. Od razu poczułam niepokój. Pojechaliśmy jej szukać. Byliśmy w drodze, gdy druga córka dzwoniła i powiedział, że w internecie napisali o wypadku, że wiek się zgadza" - mówi pani Barbara.
W wypadku 16-letni Ernest stracił rodziców, brata, dziadka i koleżankę.
"Pocieszam się, że wszystko będzie dobrze, ale czasami sama w to nie wierzę. Boli brak naszych ukochanych. Moje dzieci nie mogą spać po nocach, bo tęsknią za dziadziem, wujkiem, ciocią, kuzynem. Mieszkaliśmy razem, w jednym domu. Wszystko to także bardzo przeżywa Ernest. Długi czas znajdował się w krytycznym stanie. Nadal musimy walczyć o jego zdrowie, jeździć po lekarzach" - opowiedziała "Faktowi" pani Monika, ciocia i opiekunka prawna osieroconego 16-latka.
Czytaj także: Niesie się zdjęcie z Gliwic. "Rozgonili dziewczynki"
Sprawcy grozi 12 lat więzienia
Oskarżony o spowodowanie wypadku nigdy nawet nie przeprosił za swoje czyny. "Nawet gdyby wykonał taki gest, żadnej ulgi by to nam nie dało. Oczekujemy najwyższej kary. Według mnie to powinna być kara dożywocia, choć najbardziej sprawiedliwa wydawałaby się kara śmierci. Przecież odebrał tyle żyć" - podkreśliła mama Kasi w rozmowie z "Faktem".
Piotr M. został oskarżony za umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz za nieumyślne spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem środków odurzających i alkoholu. Dodatkowo, oskarżono go o posiadanie narkotyków. Grozi mu maksymalnie 12 lat więzienia.