W nocy z soboty na niedzielę doszło do pożaru i wybuchu w kamienicy przy ul. Kraszewskiego w Poznaniu. W trakcie gaszenia ognia doszło do eksplozji. 11 strażaków zostało rannych, a dwóch było poszukiwanych. Niestety, okazało się, że obaj zginęli.
Czytaj także: Pokazał ceny warzyw w Kauflandzie. Mamy komentarz sieci
Szef zmarłych strażaków st. bryg. Tomasz Wiśniewski nie może pogodzić się z tą wielką tragedią. - Pozostali liczyli, że chłopaków uratują. Pożar był ukryty, panowało mocne zadymienie. Niestety, tych dwóch kolegów miało większego pecha - powiedział w rozmowie z "Faktem".
Zastępca komendanta wielkopolskiej straży pożarnej został zapytany, czy można było uniknąć tragedii, gdyby ktoś powiadomił strażaków, że w piwnicy znajduje się coś niebezpiecznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Budynki mieszkalne są dla nas zawsze zagadką, ponieważ tam użytkownik może schować, co chce. Nie wiemy, co jest zgromadzone w takich miejscach, nie znamy też do końca struktury budynku, rozkładu pomieszczeń. Takie kamienice to stare budynki, zapomniane piwnice, do których ktoś wchodzi raz na jakiś czas. Taka jest charakterystyka większości polskich miast i nie można powiedzieć, że idziemy na rzeź. To jest nasza praca - tłumaczy w rozmowie z "Faktem".
Jak ustalił "Fakt" w kamienicy, gdzie wybuchł pożar nie były prowadzone kontrole przeciwpożarowe. Przepisy tego nie wymagają - tłumaczą strażacy.
Służby wciąż badają przyczyny pożaru. Mieszkańcy kamienicy wskazują, że w tym miejscu działał sklep z bateriami i akumulatorami.