Kilka miesięcy temu mieszkańcami stolicy, ale i całą Polską, wstrząsnęła historia 25-letniej Białorusinki Lizawiety, która zmarła w wyniku obrażeń po zbiorowym gwałcie. W sieci wylała się wówczas fala hejtu na świadków zdarzenia, którzy mogli w porę zapobiec tragedii, ale tego nie zrobili.
Temat znieczulicy powrócił po zbiorowym gwałcie na 20-letniej studentce. W nocy z 27 na 28 lipca dziewczyna bawiła się w jednym z popularnych warszawskich klubów. Tam poznała obcokrajowca, który zaproponował, że odwiezie ją do domu. 20-latka straciła przytomność w samochodzie, a kiedy się ocknęła, dotykało ją kilku mężczyzn. Zarzuty dotyczące udziału w zbiorowym gwałcie usłyszało sześciu kolmubijczyków.
Ofierze udało się uciec od swoich oprawców. Dotarła na przystanek w podwarszawskich Jankach, gdzie zauważył ją kierowca autobusu, który udzielił 20-latce pomocy. Później, w rozmowie z "Faktem", kierowca przyznał:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedna rzecz nie daje mi spokoju i myślę, że warto o tym powiedzieć. Ta dziewczyna powiedziała mi, że będąc już na drodze, starała się zatrzymywać samochody. Zrozpaczona, błagała o pomoc. Wszyscy ja omijali, ale nikt się nie zatrzymał. Powiedziała mi, że nawet przed jednym uklękła na jezdni. Tłumaczyła sobie: albo mnie rozjedzie, albo uratuje. I to na nic. Zapytała mnie kilka razy: dlaczego nikt jej nie pomógł (...).
Zbiorowy gwałt pod Warszawą. Psycholog wyjaśnia
Dlaczego nikt nie pomógł? To pytanie, które często pada, gdy dojdzie do tragedii. Czesław Michalczyk, psycholog kliniczny i psychoterapeuta, w rozmowie z "Faktem" wyjaśnił, że "ludzie boją się problemów" i ulegają zjawisku rozproszonej odpowiedzialności.
Osoby skrzywdzone, będące ofiarami przemocy, często nie dostają pomocy od osób postronnych właśnie przez rozproszoną odpowiedzialność — podkreślił ekspert.
Osoby, które nie reagują w sytuacji, gdy ktoś potrzebuje pomocy, znajdują dla siebie różne wytłumaczenia, takie jak pośpiech czy własne problemy. Brak reakcji często wynika ze strachu.
To jest olbrzymi problem psychologiczny i jest on znany od dawna. Są ludzie, którzy w takich sytuacjach reagują natychmiast, ale większość woli nie reagować, myśląc, że zrobi to ktoś inny. Pojawiają się obawy o siebie. Bo nie wiemy, kim jest ta osoba i jak może się zachować — podkreślił psychoterapeuta.
Zdaniem eksperta warto nagłaśniać podobne sytuacje w mediach i powtarzać, jak należy się zachować. Budowaniu społecznej empatii sprzyjają również wszelkie akcje społeczne, dotyczące uwrażliwiania na drugiego człowieka.
Czytaj także: Brutalny gwałt na Polce w Holandii. Policja zabiera głos
Jestem zwolennikiem tego, by poruszać takie trudne tematy, bo zawsze jakieś ziarno trafi na dobry grunt i ktoś może w przyszłości zachować się inaczej niż do tej pory — zaznaczył Czesław Michalczyk.
Rozmówca dziennika podkreślił, że w kryzysowej sytuacji często wystarczy odpowiednia reakcja jednej osoby, a potem dołączają do niej kolejne, które zechcą pomóc.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.