Na początek będzie zagadka. Kto wypowiedział poniższe zdanie?
"Krym nie jest żadnym terytorium spornym. W jego społeczeństwie zachodzą złożone procesy, ale jest to całkowicie wewnętrzne sprawa Ukrainy. Rosja dawno uznała granice państwa ukraińskiego".
Z pewnością będziecie zdziwieni odpowiedzią "Władimir Władimirowicz Putin". Ale tak, to właśnie on wypowiedział powyższe zdania. I to publicznie, bo na antenie niemieckiej telewizji ARD. Był wtedy premierem Rosji, urząd prezydenta sprawował Dmitrij Miedwiediew. Co się stało, że sześć lat później Krym przestał być "wewnętrzną sprawą" Ukrainy i stał się obiektem ataku?
Po co jednak był Rosji Krym? O ile wywołanie i "zamrożenie" konfliktu w Donbasie można jakoś zrozumieć, o tyle oderwanie części innego kraju i przyłączenie go do Rosji jest... dziwne.
Po co był Rosji Krym?
Po pierwsze, to mieści się w koncepcji Rosji, która nie chce dopuścić do zwiększenia bliskości między Ukrainą a Zachodem. Imperia zawsze budowały pasy ochronny, strefy swoich wpływów. I tak Rosja potraktowała Ukrainę - mówi o2 Stanisław Ciosek, były ambasador w ZSRR i w Rosji.
Dodaje, że gdyby takie pytanie postawić rodowitemu Rosjaninowi, to ten "zrobiłby kwadratowe oczy".
Rosjanie mają poczucie, że oni walczyli za Krym, przelewali za niego krew, że to po prostu ich. Oczywiście obawiali się, że w razie zbliżenia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO pojawią się tam wojska zachodnie - mówi dalej amb. Ciosek.
Dlatego też, w jego ocenie, reakcja Rosji była w "imperialnym" stylu: głośna, wojskowa, z zajmowaniem terytorium. Co jest zastanawiające, bo zimą i wiosną 2014 r., pomimo dość intensywnych walk, zginęły po stronie ukraińskiej cztery osoby: major Stanisław Karaczewski, porucznik Siergiej Kokurin oraz Walentyna Korniewa i Igor Postny. Zginął także Rosjanin, Rusłan Kazakow, który przybył na półwysep wraz z ochotnikami, Kozakami Wołgogradzkimi.
Zginął także - w niejasnych okolicznościach - Reszat Ametow. Ten tatarski aktywista był jednym z inicjatorów pokojowych protestów przeciwko wojskowej okupacji Krymu przez Rosjan. Podczas jednej z manifestacji został uprowadzony przez trzech niezidentyfikowanych mężczyzn. Jego ciało znaleziono 15 marca. Nosiło ślady tortur, a przyczyną śmierci było wbicie w jego oko noża.
Ametowowi został pośmiertnie przyznany tytuł Bohatera Ukrainy. Osierocił troje dzieci.
Belbek. Baza - symbol
Warto jednak przypomnieć, że rosyjska inwazja na Krym, zakończona groteskowym "referendum" zaczęła się w lutym i mimo grozy sytuacji przebiegała dosyć spokojnie.
Symbolem tego zdarzenia stało się wyjście ukraińskich żołnierzy z bazy lotniczej w Belbek. Dramatyczne zdjęcia i nagrania z momentu wyjścia żołnierzy Mamczura (który później został deputowanym do ukraińskiego parlamentu) obiegły świat. Żołnierze, którym latały nad głową pociski szli przed siebie ze śpiewem na ustach.
Co znamienne, naprzeciwko Mamczura i jego żołnierzy stały tzw. "zielone ludziki" - wojskowi bez oznaczeń krajowych i dystynkcji, którzy pojawili się na Krymie oraz w Doniecku i Ługańsku. Dobrze widać to na poniższym nagraniu.
Bierność armii
Trzeba jednak przyznać, że ukraińskie siły zbrojne nie stanęły na wysokości zadania. Nieśmiałe próby oporu były szybko tłamszone. Odśpiewanie przez załogę okrętu "Konstantin Olsznskyj" piosenki "Wojny świata" białoruskiego zespołu Lapis Trubieckoj, choć efektowne, było tylko pustym gestem.
Do historii Ukrainy przejdzie za to okręt "Czerkasy" i próba ucieczki jego załogi na pełne morze. Okręt został jednak zajęty przez "zielone ludziki". Marynarze, schodzące ze statku, zabrali ze sobą portret ukraińskiego wieszcza narodowego, Tarasa Szewczenki.
Spośród ponad 20 tys. ukraińskich żołnierzy, którzy stacjonowali na Krymie do jego zajęcia, półwysep opuściło później nieco ponad 6 tys. z nich. Reszta pozostała w nowych, już rosyjskich realiach.
Nasza armia, z siłami dostępnymi na Krymie mogła i powinna była chronić Krym i odeprzeć agresję, a przynajmniej wycofać wszystkie okręty ukraińskiej marynarki wojennej do Odessy. Podobnie jak straż graniczna - bronili swojej bazy przed Rosjanami i zabrali wszystkie statki z Bałakławy do Odessy - mówi o2 były oficer ukraińskiej armii, w stopniu pułkownika.
Nazwiska ujawniać nie chce, więc nazwijmy go Oleg.
Dla wielu Ukraińców, sprawa Krymu wciąż jest drażliwa i bolesna. Co ciekawe, decyzje Ołeksandra Turczynowa (pełniącego od lutego do czerwca 2014 r. obowiązki prezydenta po ucieczce z kraju Wiktora Janukowycza) wciąż pozostają tajne.
Uczestnicy tych wydarzeń wolą milczeć. Nikt nie chce mówić głośno o tym ile było tam głupoty... albo zdrady - mówi dalej "Oleg".
"Krym nasz!"
Operacja rosyjska była szybka i sprawna. Cztery dni po referendum, Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, uznała stosunkiem 445:1 głosów Krym za część Federacji Rosyjskiej. Jedynym sprzeciwiającym się był Ilia Ponomariew.
30 marca, cztery dni po zajęciu całego Krymu, ostatnia ukraińska flaga zniknęła z budynków administracji półwyspu. Co ciekawe, zdjęto ją z budynku Medżlisu, czyli samorządu krymskich Tatarów.
Nie pomogły wyrazy oburzenia społeczności międzynarodowej ani sankcje. Co ciekawe, objęty nimi został m.in. francuski aktor Gerard Depardieu, który, od kilku lat żyjący w Rosji, publicznie popierał aneksję. Dorobił się tylko szyderczego mema i zakazu wjazdu na Ukrainę.
Rosyjskie zawołanie "Krym nasz!" stało się zresztą swoistym testem na tożsamość dla osób mówiących w tym języku. Odpowiedź na nie - zależnie: prawidłowa czy zła - może jednym otworzyć przed odpowiadającym serce, innym zaś może uruchomić gniew lub wręcz agresję.
Ziemia jałowa
Sam Krym jest dziś ziemią jałową. "Kosztowną zabawką Rosji" - jak mówi amb. Ciosek.
Trzeba było zbudować most, trzeba dostarczać tam wodę. Świat przestał jeździć na Krym, padła ich turystyka - mówi o2 emerytowany dyplomata.
Ukraina odcięła dostawy wody na Krym. Nie jeżdżą tam ukraińskie pociągi. Ostatni pociąg z Kijowa do Symferopola, stolicy Krymu, wyjechał wieczorem, 26 grudnia 2014 r. Niegdyś piękny półwysep, pełen luksusowych willi i kurortów stał się smutną emanacją wojennej grozy. Podobnie jak niegdyś bogate i wygodne Donieckie Zagłębie Węglowe, które jest dzisiaj ponurym, smutnym miejscem bezprawia i budzących grozę tajnych więzień.
Podobnie jak obwód kaliningradzki jest także bardzo silnie uzbrojony w systemy przeciwrakietowe i przeciwlotnicze. Cztery lata temu utworzono tam 22. Korpus Armijny, wyposażony, jak donoszą źródła ukraińskie w ponad 500 różnego rodzaju wozów opancerzonych, do 40 czołgów, do 160 systemów artyleryjskich oraz 54 śmigłowce bojowe i wsparcia. Do tego dochodzą samoloty należące do sił powietrznych (ponad 70 maszyn, a nawet do 122 razem z maszynami floty) i 52 okręty bojowe Floty Czarnomorskiej, w której służy ok. 25 000 marynarzy. W sumie, na półwyspie stacjonuje ok. 32 tys. rosyjskich żołnierzy.
Przewrotnie, jak dodaje Ciosek, pomogło to jednak zbudować Ukraińcom swoją tożsamość narodową. Na kontrze, na zasadzie sporu z Rosją.
Bałem się, że w toku tych zdarzeń, że Ukraina będzie budowała swoją tożsamość na sporze z Polską, bo tę znakomicie buduje się na konflikcie. Ale udało się to jakoś wyciszyć - mówi o2.
I kończy gorzką refleksją, poświęconą Rosji.
Zatrzymała się w pół kroku, podczas reform w latach 90. Za czasów Jelcyna, Gajdara. Gdyby wtedy Zachód im pomógł może dziś byłaby innym, demokratycznym krajem? Może na tronie nie zasiadłby, jak car, Putin? Ale teraz już się nie da, nie można tego odwrócić. Jak robić biznes i rozmawiać z państwem, który najechało inne i zajął jego część? - mówi ambasador.