Do zatrucia, na skutek którego zmarł 54-latek, doszło w Nowej Dębie w woj. podkarpackim. Jak powiedziała w rozmowie z portalem infonowadeba.pl oficerka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu Beata Jędrzejewska-Wrona, "przy placu targowym mężczyzna sprzedawał z samochodu "swojskie" wyroby, m.in. galaretę garmażeryjną". Poszkodowany kupił od niego zatruty produkt.
W związku ze sprawą zatrzymano dwie osoby - małżeństwo z powiatu mieleckiego, sprzedające w Nowej Dębie domowe wyroby garmażeryjne. 55-letnią kobietę i 56-letniego mężczyznę zatrzymano w sobotę w nocy.
- Przyznali się, że hodują trzodę i dla podreperowania budżetu domowego wyrabiają wędliny, które sprzedawali na terenie Nowej Dęby - powiedziała PAP Beata Jędrzejewska-Wrona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
54-latek trafił do szpitala w Nowej Dębie w ciężkim stanie. W sobotę po godz. 19 policjanci otrzymali informację o śmierci mężczyzny w szpitalu.
Z objawami zatrucia pokarmowego do szpitala trafiły również dwie kobiety, 67- i 72-latka. - Jedna z kobiet w stanie poważnym została przetransportowana do szpitala w Krakowie - przekazała rzeczniczka Komendy Policji w Tarnobrzegu.
Początkowo jako jedną z przyczyn zgonu wskazywano jad kiełbasiany. Jednak gwałtowność śmierci spowodowała, że lekarze zaczęli brać pod uwagę inne przyczyny.
- Ze względu na przebieg tych zdarzeń i wszelkich procesów, jakie miały miejsce, jesteśmy zdania, że nie było to zatrucie pokarmowe tylko zatrucie jakimś konserwantem – powiedział w rozmowie z TVN Tomasz Białek p.o. zastępcy dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Powiatowego w Nowej Dębie.
Jak informuje "Fakt", lekarze podejrzewają, że konserwantem tym mógł być azotyn sodu. Często stosuje się go przy peklowaniu mięsa i używany zgodnie z normami jest bezpieczny. Jednak w nadmiarze może prowadzić nawet do śmiertelnych zatruć.
"Fakt" podaje również, że mężczyzna po przechorowaniu Covid-19 stracił węch i smak, co miało przyczynić się do tego, że nie wyczuł, że galareta smakowała źle.