Dziennikarze "Bilda" w piątek zaprezentowali efekty swojego śledztwa ws. nielegalnego handlu psami. Co miesiąc do Berlina i innych miast wschodnich Niemiec trafiają szczeniaki z nieznanego źródła. Często handlarze oszukują kupujących co do rasy i pochodzenia psiaków. I zarabiają krocie. Tropy prowadzą do Polski.
A konkretnie do Słubic, gdzie powstał czarny rynek handlu szczeniakami. Przygranicze miasteczko stało się centrum procederu, który jest wprost szokujący. Zdaniem dziennika Polacy masowo sprzedają Niemcom szczeniaczki, a warunki, w jakich to się dzieje, są skandaliczne. Miasteczko jest jednym z głównych ośrodków nielegalnego handlu psami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy mają odsprzedawać nawet cały miot, czyli kilka piesków, "za butelkę wódki" - twierdzi "Bild". Proceder jest dla nich opłacalny, bo zwierzaki żyją w skandalicznych warunkach. A niemieccy pośrednicy zabierają kupione półdarmo psy do Berlina i okolicznych miast, gdzie sprzedają je z kilkukrotnym zyskiem. Obu stronom opłaca się takie działanie.
Żyją w brudzie, są przykuwane łańcuchami, a następnie wciskane w o wiele za małe skrzynie transportowe i wywożone do Niemiec - relacjonuje dziennikarz Johannes Malinowski.
W niektórych gospodarstwach, które specjalizują się w rozmnażaniu psów, jest ich tak dużo, że matki nie są w stanie zająć się swoimi młodymi. Pieski zimą zamarzają, a latem padają z przegrzania. Są też narażone na grasujące w okolicy lisy, słabsze nie doczekają się nowego domu. Weterynarz? Zapomnijcie. Liczy się zysk, kosztem zdrowia psiaków.
Na słubickich targach psami handlują całe rodziny, a obrońcy praw zwierząt nie są tu mile widziani. Służby? Nie reagują w żaden sposób na to, co dzieje się w miasteczku. Tymczasem psiaki trafiają do Niemiec. W Berlinie są następnie sprzedawane na portalach internetowych nawet po 800 euro. Oczywiście ich pochodzenie i rasa są fałszowane...
Słubice z handlu przygranicznego żyją od zawsze. Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej i przystąpieniem do strefy Schengen sprzedawano tutaj głównie alkohol oraz papierosy, które stały się w pewnym sensie symbolem miasta. Wówczas działała tutaj duża placówka Straży Granicznej, a handlarzy kontrolowano w miarę dokładnie.
Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Z granicy pozostały tylko budynki po SG, a kupców z Niemiec i sprzedających szczeniaki w zasadzie nikt nie kontroluje. Jak długo będzie w Słubicach działać nielegalny proceder? Tego na razie nie wiadomo.