Tomasz Sz. podawał się za lekarza medycyny holistycznej. Mężczyzna przekonywał ciężko chore kobiety, że nie mają raka. Twierdził, że uzdrowi je generatorem plazmy, witaminami i kwasami.
Mężczyzna miał przyczynić się do śmierci dwóch kobiet. Jedną z nich była pani Urszula, żona pana Władysława. Kobieta miała guza na trzustce. Lekarze skierowali ją na rezonans i biopsję. Zamiast do szpitala, trafiła jednak do Tomasza Sz.
Tomasz Sz. nie przyznał się do zarzutów prokuratorskich. Zaprzeczył również, jakoby odradzał obu zmarłym pacjentkom wizyty u lekarzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podkreśla "Super Express", biegły z zakresu medycyny, który wydał opinię w tej sprawie nie miał wątpliwości, że wszelkie działania podejmowane przez oskarżonego Tomasza Sz. w świetle nauk medycznych były czynami niedopuszczalnymi i szkodliwymi.
Po wyjściu z tego gabinetu udałem się do sąsiadów, zapytałem co to za człowiek, ale żaden nic mi nie chciał powiedzieć. Wizyta żony trwała jeszcze 3 godziny. Zawołała mnie na koniec, żebym zapłacił. Tomasz Sz. wziął 1000 złotych (750 za wizytę, plus 250 za plastry na nogi). Żona umówiła się z Tomaszem Sz. na dalsze leczenie generatorem plazmowym - tłumaczy mąż zmarłej kobiety.
Znachor mówił o Covidzie
Tomasz Sz. powiedział kobiecie, żeby nie robić żadnej biopsji, twierdził, że organizm Urszuli opanowały patogeny. Znachor stwierdził, że kobieta ma COVID. Zrobił to na podstawie zdjęcia powiek.
Mimo protestów żony powiedziałem lekarzowi, jak się "leczyła" przez ostatnie trzy miesiące. Zawiadomiłem także prokuraturę. Niestety w tym czasie guz urósł dwukrotnie, a stan żony nie nadawał się do operacji. Zmarła 1 kwietnia w moje urodziny, na moich rękach. Przed śmiercią zdążyła jeszcze złożyć zeznania. Za to "leczenie" Tomasz Sz. otrzymał 17 tysięcy złotych - relacjonował zrozpaczony mężczyzna.
Tomasza Sz. Grozi mu 8 lat pozbawienia wolności. Oprócz pani Urszuli śmierć poniosła także 35-letnia Karolina G.