Zgodnie z powszechnym przekonaniem do wyginięcia dinozaurów przyczyniło się gwałtowne ochłodzenie klimatu. Miało ono być wynikiem uderzenia w Ziemię meteorytu. Jednak dowody, jakie naukowcy zebrali w trakcie badań nad historią planety, wskazują, że w rzeczywistości doszło do erupcji superwulkanów.
Superwulkan pod dnem Pacyfiku. Czy ludzkość ma się czego obawiać?
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców amerykańskiego Uniwersytetu Utah, to wcale nie superwulkanu z Parku Narodowego Yellowstone powinniśmy się obawiać. A przynajmniej – nie najbardziej. Istnieje nowe potencjalne zagrożenie, którego siła może być jeszcze bardziej niszczycielska.
Przeczytaj także: Naukowcy obserwują "lodowiec zagłady". Grozi nam niebezpieczeństwo?
Naukowcy z Uniwersytetu Utah prowadzili badania pod dnem Oceanu Spokojnego. Testy znajdujących się tam skał wykazały, że ich temperatura wzrasta w wyniku ogrzewania przez płynną część jądra Ziemi. Jest tak wysoka, że ostatecznie dochodzi do ich roztopienia.
Przeczytaj także: Z nudów przeglądał mapy Google. Jego odkrycie przeraziło internautów
Aktywność sejsmiczna, jaka ma miejsce w rejonie wysp Samoa na Pacyfiku, sprawia, że roztopione skały tworzą komorę wulkaniczną. Ze względu na stale rosnące ciśnienie w pewnym momencie może dojść do wyrzucenia całej utworzonej magmy na zewnątrz.
Przeczytaj także: Przerażające odkrycie. Ziemia nie widziała czegoś takiego od 2500 lat
Ściany superwulkanu, który tworzy się pod wyspami Samoa, rozciągają się aż od Australii i Indonezji na zachodzie, a na wschodzie – do Ameryki Południowej. Gdyby wybuchł, nie tylko powstałoby potężne tsunami, lecz do atmosfery ziemskiej dostałyby się gazy i popioły. Ich ilość byłaby taka, że Słońce przestałoby być widoczne, a gleba i ujęcia wody pitnej stałyby się jałowe i zatrute.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.