Pani Magdalena przy jednym z osiedlowych śmietników przy ul. Brzozowej w Chorzowie Batorym znalazła stary notes. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła na nim znajomy charakter pisma. Mało tego znalezisko było podpisane imieniem i nazwiskiem jej dziadka.
Z początku w stu procentach nie była pewna, czy dziennik faktycznie należał do Wilhelma Serafina. Jednak szybko utwierdziły ją w tym kolejne informacje zapisane w notesie z 1941 roku.
Mimo tego, że to imię i nazwisko mogło się przecież powtarzać, bo nie jest aż takie rzadkie w Polsce, to było również napisane, że w razie zgubienia, prosi się o oddanie go Magdalenie Serafin, czyli mojej babci, a w razie wypadku powiadomić Aleksandra Kurzycę, który był moim pradziadkiem - wyznała Magdalena, cytowana przez "Dziennik Zachodni".
Czytaj więcej: Aż przechodzą ciarki. Gigant pływa w Odrze od 30 lat
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podkreśliła, że jej "dziadek był bardzo skrupulatny, więc wszystko było wypisane z imionami, nazwiskami i adresami". - Nogi się pode mną ugięły. Zaczęłam przeglądać ten notes i utwierdzać się w przekonaniu, że ja nie śnię, że to się naprawdę dzieje - dodała.
"Jest parę rzeczy, o których nie wiedzieliśmy"
Jak można się domyślić, znalezisko okazało się prawdziwą kopalnią wiedzy na temat historii dziadka, ale też i całej rodziny.
Jest parę takich rzeczy, o których nie wiedzieliśmy. Dziadek nie opowiadał za wiele, np. o swojej głębokiej miłości do żony, o tym, gdzie pracował i jakie dostawał wynagrodzenie - mówi Magdalena Madej.
Dziadek kopiował sobie treść kartek, które wysyłał albo które dostawał. Jedna bardzo mnie wzruszyła: "Moja kochana żono, bardzo Cię kocham i będę Cię kochał aż do mojej śmierci. Wili". To zmienia trochę obraz osoby, którą się znało - podkreśla.
Póki co z notatnika udało się rozczytać jeszcze m.in. takie informacje, jak urodzin syna "Waldiego" oraz informacje o zmianach miejsca pobytu. Dodajmy, że w odtworzeniu historii przodka kobiecie pomaga siostra i znajomy.
Poszukiwania posiadaczy notatnika
Trwa także poszukiwanie osób, które wcześniej mogły być w posiadaniu notatnika. - Ciężko mi przypuszczać, że ten notes był w jednych rękach. To jest jednak 80. lat, a dziadek mieszkał w innej dzielnicy. Był osobą bardzo towarzyską i kontaktową. Przyszło mi do głowy, że albo dał go komuś na przechowanie, jeszcze w czasie wojny, albo go zgubił - mówi Magdalena Madej.
Mógł być w tym czasie u pięciu różnych osób. Nie wydaje mi się, że ta osoba, która miała go od 1941 roku, dziś poszła z nim na śmietnik - dodaje.
Pani Magdalena zdaje sobie sprawę z tego, że znalezienie osoby bądź osób może nie należeć do najprostszych, dlatego właśnie szuka również osób, które mogły znać jej dziadka.
Liczę się z tym, że ten ktoś może nie nie zauważyć żadnego z moich ogłoszeń lub po prostu nie chce się zgłosić. Może ktoś jednak rozpozna notes czy zdjęcia dziadka, miał z nim kontakt i potrafiłby powiedzieć cokolwiek innego z tym związanego - powiedziała kobieta, cytowana przez "Dziennik Zachodni".
Warto podkreślić, że Wilhelm Serafin przez osoby spoza rodziny może być znany pod imieniem Paweł. - Dziadek był wieloletnim członkiem Polskiego Kolegium Sędziowskiego i czynnym sędzią. Wiele lat pracował w chorzowskim ZUSie jako woźny i wiem, że był bardzo lubianą osobą. Wtedy woźny był osobą, która rozwoziła dokumenty, więc myślę, że osoby, które pracowały w ZUSie będą go pamiętały jako Pawła Serafina - wyjaśnia Magdalena Madej.
Źródło: Dziennik Zachodni
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.