Lek. Bartosz Fiałek to specjalista w dziedzinie reumatologii. Jest przewodniczącym Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy oraz także popularyzatorem wiedzy medycznej. Od początku pandemii COVID-19 pisał o konieczności szczepień, przez co regularnie spotykał się z hejtem pod swoim adresem.
Zgłosił sprawę do prokuratury, śledztwo zostało umorzone
Jak przyznawał w rozmowie z portalem "Rynek Zdrowia", hejt zaczął się nasilać od wybuchu pandemii nowego koronawirusa w Polsce. - Do antyszczepionkowców dołączyli koronasceptycy, antysystemowcy. Zjawisko napędza też wysyp coraz to nowszych teorii spiskowych - przyznaje Fiałek.
Po jednej z hejterskich wiadomości postanowił zgłosić sprawę do prokuratury, ponieważ grożono mu śmiercią. Śledczy wszczęli postępowanie, jednak po krótkim czasie zostało umorzone, ponieważ "nie udało się odnaleźć autora wpisu".
Sprawca wykryty zostanie, dopiero kiedy spełni swoje groźby, czyli mnie zabije - skomentował decyzję prokuratury Fiałek na Facebooku.
"Niektórzy nie radzą z hejtem"
Jak przyznał w rozmowie z portalem naTemat.pl, nie zrobiło to na niego wielkiego wrażenia. - Już składając zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, nie łudziłem się zbytnio, że sprawa zostanie dla mnie rozwiązana pozytywnie - mówi. Nie zamierza też odwoływać się od decyzji.
Jak mówi, niektórzy nie zawsze radzą sobie z hejtem, dlatego odstępują od publicznej aktywności. Przestają mówić o COVID-19, szczepieniach ochronnych, rezygnują z popularyzowania wiedzy medycznej. Gdy znikają z przestrzeni publicznej, nasilenie hejtu się zmniejsza - uważa lekarz.
"Ktoś mnie śledzi i planuje zabić"
Nasilenie hejtu pod wpisami Fiałka było jednak tak duże, że w 2021 roku po raz pierwszy postanowił zgłosić hejterski komentarz. - Wówczas dostałem wiadomość, że mnie zabiją i będę pożywieniem dla ryb w Wiśle. [...] Ostatnie zgłoszenie miało miejsce w lutym 2022 roku. Przeczytałem, że ktoś mnie śledzi i planuje zabić. Ten ktoś pisał, że wie, gdzie pracuję i mieszkam - mówi w rozmowie z naTemat.pl.
Kiedy zgłosił sprawę na prokuraturę, wszystkie te zgłoszenia zostały połączone w jedną sprawę i pod jedną sygnaturą. Groźby miały podobny charakter i wirtualną formę przekazu - wysyłano je w wiadomościach prywatnych na Facebooku oraz za pośrednictwem e-maila.
Jak dodaje, przed pandemią COVID-19 również spotykał się z hejtem, ponieważ aktywnie działał w mediach społecznościowych. Mówi o problemach systemu opieki zdrowotnej, brał też udział w proteście rezydentów.
To wszystko wzmagało hejt, ale jego kaliber powiększył się do niewyobrażalnych rozmiarów w czasie pandemii, gdy pojawiałem się znacznie częściej w przestrzeni publicznej - uważa.