Kuriozalną historię ze Słupska opisał lokalny portal GP24.pl. Dziennikarze relacjonują, że gdy przybyli na miejsce zaalarmowani przez swoich czytelników, drogi, którą wiosną tego roku oddano do użytku już nie było, a pracownicy firmy ZIMAR ładowali ostatnie betonowe płyty na przyczepy. Tłumaczyli też, że działają na zlecenie gminy.
Czytaj także: Łoś kontra radiowóz. Nagranie niesie się po sieci
Okazuje się, że poszło o spór między władzami miasta i gminy Słupsk. Droga należała do miasta, a działki do gminy. Zastępca wójta gminy tłumaczy w rozmowie z portalem, że proponowali miastu odkupienie tego fragmentu drogi jedynie za zwrot kosztów materiałów, ale ci nie byli zainteresowani, dlatego teraz gmina uznała, że płyty użyte do budowy drogi wykorzysta teraz w innym miejscu.
Zresztą to miasto zablokowało słupkami wjazd na tę drogę od strony ulicy Gdyńskiej. My chcieliśmy się porozumieć - dodaje Adam Jaśkiewicz, zastępca wójta w rozmowie z portalem GP24.pl
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdziwienia całą sytuacją nie kryły władze miasta. Urzędnicy dopytywali dziennikarzy czy oprócz płyt tworzących drogę zniknęły także słupy oświetleniowe, które do nich należą. Okazuje się także, że spór między samorządowcami trwa od dawna i dotyczy wyznaczenia nowych granic między wsią Płaszewko a Słupskiem. Urzędnikom w tej kwestii nie udaje się dojść do porozumienia.
Rozbawienia nie kryją mieszkańcy. "A śmiali się z Wąchocka, że na noc asfalt zwijają" - komentuje jeden z użytkowników lokalnego portalu, a inny dodaje, że w obecnych warunkach pogodowych plusem drogi w Słupsku jest brak poślizgu. "Pełne bezpieczeństwo jazdy" - pisze.