W wyniku współpracy Władimira Putina i Kim Dżong Una, ten drugi zdecydował się na wysłanie co najmniej 11 tysięcy północnokoreańskich żołnierzy na front. Jak donoszą media, Azjaci są słabo zorientowani w terenie, słabo zaopatrzeni, nie znają języka i często wysyłani są jako "mięso armatnie".
Czytaj więcej: "Patrz, spadła". Przerażająca śmierć Polki w Kolumbii
Anton Heraszczenko, były wiceminister spraw wewnętrznych w Ukrainie twierdzi, że północnokoreańscy żołnierze ruszają do ataku na pozycje w kilkudziesięcioosobowych grupach. Przechodzą przez pola minowe, są atakowani przez artylerię i drony przez co ponoszą straty. Po zajęciu pozycji czekają na wsparcie Rosjan i wycofują się. Mają jednak swój sposób na walkę z ukraińskimi dronami.
Jeden żołnierz pełni rolę przynęty i musi zachować odległość 7 metrów od drona, podczas gdy pozostali dwaj znajdują się w odległości 10-12 metrów i muszą zestrzelić drona za pomocą broni ręcznej - twierdzi Heraszczenko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Jeśli przynęta jest nieruchoma, dron również przestaje latać. W tym momencie strzelec niszczy drona. Taktykę tę opisali ukraińscy urzędnicy wojskowi - dodaje polityk. Heraszczenko jednocześnie zauważył, że Ukraińcy też zmienili taktykę, ponieważ teraz próbują trafić dronem w dużą grupę osób, a nie jednostki.
Z relacji polityka wynika również, że Koreańczycy dostosowują się do warunków wojny i stają się poważnym przeciwnikiem.
"New York Times" w ostatnich dniach donosił, że dyktator Korei Północnej planuje wysłać na front kolejną grupę wojskowych. Armia Kim Dżong Una liczy ponad milion osób, dlatego nie będzie problemu z dostarczeniem kolejnych jednostek. Wcześniej Korea Północna wspierała Rosję poprzez wysyłanie tysięcy sztuk pocisków artyleryjskich i setek pocisków balistycznych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.