Służba Bezpieczeństwa Ukrainy udostępniła krótki fragment nagrania, na którym rosyjski żołnierz - 20-letni Daniił Gudkow z Kaliningradu - mówi, że najeźdźcy zostali porzuceni przez własnych dowódców w obwodzie charkowskim.
Dowódcy uciekają, żołnierze zostają
Jak przyznał Rosjanin, który trafił do ukraińskiej niewoli, wojsko jego kraju "straciło wiarę w zwycięstwo", a dowództwo próbuje "uciec". Jak mówi, dowódca dywizji, pułkownik Skworcow 7 września wyjechał, a żołnierze zostali pozostawieni sami sobie.
Gudkow mówi, że musieli sami podejmować decyzję, co robić dalej i zdecydowali się na wyjście w stronę Szewczenkowego, które wówczas było okupowane przez rosyjskie siły. - Ale zostaliśmy "spaleni" ciężkim ogniem ukraińskich obrońców - mówi żołnierz.
"To nie nasza wojna"
Okupant przyznaje, że miał szczęście, że przeżył, bo poddał się na czas. Zaleca to innym wojskowym Federacji Rosyjskiej. Zwraca się też do rodziców rosyjskich żołnierzy z apelem, aby ich dzieci nie szły na front. - To nie nasza wojna - mówi.
Ostrzegamy, że każdego dnia wróg będzie miał coraz więcej problemów na naszej ziemi - pisze Służba Bezpieczeństwa Ukrainy.
Ukraińcy już na granicy z Rosją
W niedzielę agencja UNIAN podała, powołując się na żołnierzy ukraińskiej obrony terytorialnej, że oddziały ukraińskie przejęły przejście graniczne w Hoptiwce w obwodzie charkowskim. Pojawiły się też doniesienia o wycofaniu się Rosjan z miejscowości Kozacza Łopań, leżącej kilka kilometrów od granicy i zaledwie 37 km od rosyjskiego Biełgorodu.
Oznacza to, że siły ukraińskie odniosły ważne operacyjne zwycięstwo i odbiły prawie cały obwód charkowski. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) ocenia, że wyzwolenie Iziumu pogrzebało ogłoszone przez Rosję plany zajęcia całego Donbasu. Nie zakończy to wojny, ale przechyliło szalę na korzyść Ukrainy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.