Zagraniczne media od tygodni ostrzegają przed okolicami m.in. dworca kolejowego we Frankfurcie, nazywając go "zombielandem" i "piekłem". Władze miasta pozostają jednak bezradne wobec problemu.
Niemal na każdym rogu ulicy dilerzy sprzedają różnego rodzaju narkotyki, zaczepiają też przechodniów. Setki narkomanów leżą na chodnikach, zażywając substancje w miejscach publicznych i przed nikim się nie kryjąc. To wszystko wygląda dramatycznie.
Gdy 17 czerwca na mecz pomiędzy Belgią i Słowacją (0:1) we Frankfurcie nad Menem zjechali się kibice, miasto-gospodarz było w tragicznym stanie. Belgijska policja wydała nawet specjalne ostrzeżenie dla kibiców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ogromny problem narkomanii we Frankfurcie nad Menem
Zażywanie twardych narkotyków na ulicy jest czymś normalnym. Przechodnie są nękani, narkomani żądają pieniędzy. Nie jest tam bezpiecznie - przestrzegała niemiecka policja.
Czytaj także: Ceny w Niemczech. Zobaczył je Polak! Mamy zdjęcia
Jak podaje dziennik "Bild", brud przed sklepami sięga kostek, a ulice są zaśmiecone, mimo że są sprzątane kilka razy dziennie. Straż miejska codziennie patroluje okolice dworca kolejowego. Jednak przy 300 dilerach i blisko 5 tys. narkomanów ich praca nie przynosi widocznych rezultatów.
Jeśli policja przyjeżdża na jedną ulicę, oni po prostu przenoszą się na inną. Problem pozostaje - powiedział w rozmowie z dziennikiem właściciel sklepu znajdującego się w pobliżu nieopodal dworca.
Część polityków obwinia za zaistniałą sytuację frakcję Zielonych. - Hasło mistrzostw świata w 2006 roku w Niemczech brzmiało "Świat w gościnie u swoich przyjaciół". Teraz Europa jest w gościnie u dilerów i narkomanów. Przez frankfurckich Zielonych zamiast sceny kibicowskiej na piłkarskim Euro mamy scenę cracku — mówił dr Stefan Haas, poseł do parlamentu Hesji.
Jedyne poważne działania podjęte przez lokalną koalicję Socjaldemokratów i Zielonych z okazji mistrzostw Europy to ulice pomalowane na kolorowo, skrzynki na kwiaty i dwie zielone budki zasilane ogniwami słonecznymi - przekonywał z kolei Peter Postleb, ekspert do spraw bezpieczeństwa i były doradca burmistrza Frankfurtu nad Menem.
Czytaj także: Niemcy. Basen tylko dla muzułmanów podzielił ludzi