Kobieta z córką wybierały się na wakacje. Pod swoją nieobecność powierzyły psiaka znajomemu. Nie był to znajomy z przypadku - już poprzednio, gdy pojechały na wakacje, mężczyzna opiekował się psem. Jak mówiła właścicielka - Diego szybko zaakceptował mężczyznę, który pod nieobecność kobiety i jej córki mieszkał w ich mieszkaniu.
Taka forma pracy pasowała też drugiej stronie - mężczyzna był bezrobotny, a za opiekę nad psem otrzymywał wynagrodzenie.
Na początku wakacji kobieta dzwoniła nawet kilka razy dziennie, żeby się dowiedzieć, jak czuje się czworonóg. W pewnym momencie mężczyzna przestał odbierać telefon i oddzwaniać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przeczuwałam, że coś się stało. Instynktownie zatelefonowałam do schroniska dla zwierząt w Bydgoszczy. Naszego psa tam nie było. Wkrótce dowiedziałam się, że mojemu koledze pies zaginął i ponoć jakaś bezdomna kobieta go wzięła. Musiała zabrać na smyczy, ponieważ on na smyczy chodził na dworze. To, że z obcym człowiekiem poszedł, to możliwe. Dieguś jest łagodny, spokojny - relacjonowała kobieta w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Sama przerwała wakacje i wróciła, żeby rozpocząć akcję poszukiwawczą. Zamieściła zdjęcia psa na Facebooku. Dostawała mnóstwo wiadomości i telefonów.
Dopiero 12 sierpnia właścicielka psa odebrała telefon. Kobieta po drugiej stronie mówiła, że widzi w centrum miasta kobietę z psem, który wygląda jak Diego. Zrobiła zdjęcie i przesłała właścicielce. Ta rozpoznała na nim swojego czworonoga i ruszyła na miejsce.
Przygody psa Diego. Był świadkiem libacji i aresztowania
Okazało się, że pies był pod opieką bezdomnej. Ta również wiedziała o tym, że Diego jest poszukiwany, bo posiadała telefon z dostępem do Internetu. Mętnie tłumaczyła się, że planowała zadzwonić do właścicielki.
Psiak szczęśliwie wrócił do domu. Z radości na widok swojej właścicielki skakał przez godzinę. Ona sama nie utrzymuje już kontaktu z mężczyzną, który miał się opiekować jej psem. Byłoby to zresztą trudne, bo trafił on do aresztu.
To po tym, jak właśnie w sobotę wyszedł z Diego z mojego mieszkania na spacer. Poszedł z nim do parku. Tam spotkał dwie kobiety, jedna na pewno była bezdomna, druga prawdopodobnie też. Jeszcze towarzyszył im mężczyzna. Ten pan niedawno dostał rentę i za nią kupił alkohol. Najpierw pili w parku we trójkę, czyli rencista plus wspomniane dwie kobiety. Później dołączył mój kolega z Diego. Z tego, co wiem, cała czwórka mocno się upiła. Musiało dojść do kłótni, bo jedna z kobiet i mój kolega rzucili się na rencistę. Pobili go. Poszkodowany zgłosił sprawę na policję. Agresywna dwójka wylądowała za kratkami. Druga kobieta została. Wówczas zabrała mojego psa - relacjonowała właścicielka Diego "Gazecie Pomorskiej".
Sama przyznaje, że nie zgłosiła policji przywłaszczenia, bo chciała sobie, swojej córce i swojemu psu oszczędzić kolejnych stresów.
Czytaj także: Mężczyznę użądliło ponad 200 pszczół, cudem przeżył