To było najsilniejsze trzęsienie ziemi na Tajwanie od 25 lat. W środę (3 kwietnia) rano miejscowego czasu wyspą szarpała seria wstrząsów, których skutki są tragiczne. Co najmniej siedem osób nie żyje, kolejnych 700 odniosło obrażenia w wyniku trzęsienia. Służby wciąż szukają w gruzowiskach kolejnych mieszkańców wyspy, uwięzionych i przyciśniętych szczątkami budynków.
Media społecznościowe obiegły apokaliptyczne wręcz obrazki. Budynki uginały się niczym drzewa pochylone przez silny wiatr. Aż 26 z nich runęło z powodu potężnych wstrząsów. Ulice pękały, jeden z wiaduktów po prostu się rozpadł.
Zobacz również: Tajwan w szoku po katastrofie. Polak ujawnia, co tam się dzieje
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sercu tych wydarzeń była pani Zuzanna Tomczuk, Polka mieszkająca od roku na Tajwanie. - Jesteśmy już bezpieczni, ale poranek był przerażający - przyznaje.
Wstrząsy w Tajwanie. "Bałam się"
Wstrząsy w Tajwanie miały magnitudę 7,4. To mniej więcej tyle, ile trzęsienie ziemi w Chinach z 1976 roku, w wyniku którego zginęło ponad 240 tys. osób. Bilans ofiar na Tajwanie nie jest tak tragiczny. Jest to najpewniej związane z faktem, że mieszkańcy są przygotowani na takie zdarzenia.
Tajwańczycy mają stały kontakt z drobnymi trzęsieniami, więc nie wpadają w panikę. Od dziecka uczą się, żeby przy najmniejszym wstrząsie chować się pod stół lub pod biurko, jeśli są w danej chwili w szkole czy miejscu pracy. Do tego wszystkie nowsze budynki mają na tyle solidną konstrukcję, że ryzyko większych uszkodzeń jest minimalne - mówi nam pani Zuzanna Tomczuk.
Ale środowe trzęsienie ziemi było inne niż wszystkie dotychczasowe. Jego siła, a także długość trwania zaskoczyły wielu.
Odczuliśmy wstrząsy dokładnie o godzinie 8 rano i absolutnie nie jest to czymś codziennym. Nawet moi przyjaciele Tajwańczycy byli tym zaskoczeni. Drobne trzęsienia ziemi są tutaj czymś normalnym, ale zazwyczaj są one nawet nie zauważane. Dzisiejsze spowodowało że do godziny 14 w naszej okolicy została zamknięta galeria handlowa, zamknięto kina, siłownię, stacje metra. - relacjonuje pani Zuzanna.
Przez chwilę bałam się, że sufit może zawalić mi się nad głową, było słychać wszędzie uderzanie szkła, rzeczy spadały nam z biurek. Do tego przez dwie godziny doświadczaliśmy jeszcze trzęsień wtórnych. W Tajpej sytuacja jest już raczej normalna, miasto jest bardzo dobrze zorganizowane i świadome że ryzyko trzęsień ziemi jest tutaj cały czas. W moim przypadku największą stratą była rozbita doniczka, ale wiem, że w okolicy Hualien kilka osób straciło życie - dodaje nasza rozmówczyni.
W Tajpej, stolicy państwa nie ma problemów z dostawami prądu. Służby działają sprawnie nad usuwaniem wszelkich skutków trzęsienia. Nie zabrakło jednak trudności - gdy ziemia się zatrzęsła, wielu Tajwańczyków szło do pracy. Metro zostało zamknięte, autobusy nie mogły pomieścić wszystkich osób. Nie każdy dostał ostrzeżenie - Jedyna dziwna rzecz, to że nie otrzymaliśmy alertu o trzęsieniu ziemi - zauważa pani Zuzanna.
Na Tajwanie, choć nie jest on wiele większy od województwa mazowieckiego, mieszka ponad 23 miliony osób. Wyspa narażona jest na silne wstrząsy, ponieważ znajduje się na w pobliżu styku dwóch płyt tektonicznych. To ostatnie, najsilniejsze trzęsienie miało miejsce w 1999 roku. Zginęło wówczas 2400 osób.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.