Badania nad rozwiązaniem jednej z największych zagadek ludzkości trwają od dekad. Naukowcy szukają dowodów na istnienie życia po śmierci. Póki co jest ich jednak niewiele.
Jak na razie największym osiągnięciem naukowców w tym temacie jest odkrycie, że śmierć jest dłuższym procesem. Stopniowo umiera świadomość, pamięć, geny i ciało.
Niektórzy ludzie mają tzw. "syndrom żywego trupa". Jest to schorzenie psychiczne, polegające na tym, że osoba czuje, że umarła. Przykładowo pewna mieszkanka Filipin twierdziła, że jej ciało cuchnie gnijącą rybą i domagała się, by umieścić ją w kostnicy. Z kolei 32-letni Irańczyk był przekonany o tym, że nikt nie zwraca na niego uwagi, bo nie żyje.
Powodu tego typu "urojeń" nie znaleziono. Pozwoliło to jednak niektórym naukowcom na odważne stwierdzenie, że dusza i ciało są rozdzielne.
Idąc tym tropem odkryto np., że mózg wykazuje aktywność przez krótki czas po śmierci. Naukowcy odkryli też podobną aktywność genów. Odkryto zaskakującą rzecz: po śmierci wzmaga się aktywność przeszło tysiąca genów, a w niektórych przypadkach stan ten utrzymywał się aż cztery dni. Dotyczyło to głównie genów związanych z reakcjami stresowymi i z działaniem układu immunologicznego, ale też tych odpowiedzialnych za rozwój organizmu.
Wbrew fizyce
Fizyk Sean Carroll z California Institute of Technology uważa jednak, że rozdzielenie duszy i ciała jest niemożliwe.
Życie po śmierci nie istnieje, a zdobycie dowodów na jego ewentualne przejawy wymagałoby znajomości fizyki znacznie wykraczającej poza standardy - przekonuje.
Obecnie jednak badacze skupiają się na "bliższemu" do odkrycia zagadnieniu śmierci klinicznej. Chodzi przede wszystkim o wizje przed śmiercią.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.