Schroniska działają dzięki zbiórkom pieniędzy, karmy oraz pomocy wolontariuszy. Przez epidemię koronawirusa wszystko to zostało im odebrane. Pomimo trudnej sytuacji wciąż trzeba zajmować się psami.
Wszystko z powodu przepisów wprowadzonych w marcu. Przez nowe restrykcje tj. 2-metrowy dystans i ograniczenie liczby osób przebywających w jednym miejscu, z pracy w schroniskach musieli zrezygnować wolontariusze.
Psami zajmuje się teraz mniej osób, nie było mowy o częstym wyprowadzaniu zwierzaków. Trzeba było zrezygnować także ze zbiórek pieniędzy, karmy i niezbędnego wyposażenia.
Natychmiast dostrzegliśmy, że więcej mamy rachunków niż środków na koncie. Jeden miesiąc mogliśmy jeszcze jakoś sobie radzić, ale mamy kolejne tygodnie zamkniętych szkół i przedszkoli, gdzie nie będzie już zbiórek… nie zdawaliśmy sobie sprawy, jaka to jest pomoc, dopóki jej nie zabrakło – mówi dla TVN Łukasz Balcer ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Celestynowie.
Zobacz także: Pasażer na dachu. Nietypowa podróż psa
W tak trudnej sytuacji trzeba było zwolnić nawet wieloletnich pracowników. Schronisk nie było stać na wypłacanie im pensji, trzeba było ograniczyć wydatki do minimum. Ponadto w czasie pandemii nie zniknął problem porzuconych zwierząt.
Schronisko w Celestynowie apeluje ludzi o adopcje. Można też pomóc na inne sposoby, np. wpłacając na konto schroniska chociaż symboliczną kwotę.
Nawet jak ludzie wysyłają nam 5-10 zł, to w skali kraju robi się duża suma i jesteśmy w stanie utrzymać zwierzaki – dodaje Balcer.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.