Włoski makaron bez bazylii czy grillowane mięsa bez rozmarynu całkowicie tracą swój urok. Dlatego warto zadbać, by zioła, w które zaopatrzymy się w supermarkecie, zawsze były świeże. Oczywiście najlepiej jest wysiać swoje własne rośliny na balkonie lub kuchennym parapecie i systematycznie ich doglądać. Nie każdy jednak ma na to czas i warunki. Podpowiadamy, jak zadbać o kupne zioła, by rosły jak szalone i tłumaczymy, dlaczego w naszych domach tak szybko więdną.
"Szok roślinny"
Warto wiedzieć, dlaczego zioła z pobliskiego dyskontu tak szybko marnieją w domach. Otóż, ich producenci, zapewniają im w szklarniach idealne warunki do wzrostu. Specjalnie wymierzone nasłonecznienie i idealnie odżywione podłoże sprawiają, że rośliny bardzo szybko wzrastają, ale nie mają szansy się zahartować. Gdy zabierane są z tych "cieplarnianych warunków" i wywożone do sklepowej chłodni, przeżywają tzw. "szok roślinny".
Gdy trafiają do domów, czeka je drugi "stres" (temperatura, wilgotność), który ostatecznie prowadzi do szybkiego usychania roślin. Zobacz, co zrobić, by temu zapobiec.
Czytaj też: Pogodowe szaleństwo. To czeka nas już niebawem
Jak sprawić, by zioła rosły jak szalone?
Trzeba o kupne zioła zadbać. Przede wszystkim przesadzić je do nowych doniczek i zapewnić żyzne podłoże. Dobierajmy doniczki odpowiednio do danego zioła: – np. melisa i estragon wytwarzają głębsze i silniejsze korzenie niż tymianek czy majeranek, dlatego sadzimy je w głębszych doniczkach. Starajmy się zapewnić im nasłonecznienie adekwatne do potrzeb: stawiajmy je w słońcu lub półcieniu. Na koniec nie zapomnijmy o podlewaniu: warto nawadniać zioła "od dołu", czyli wlewać wodę do podstawki.