Anna Makowska z wykształcenia jest doktorem nauk farmaceutycznych oraz pedagogiem. Ma też dyplom z dietetyki i żywienia człowieka, a także z psychodietetyki. Dr Makowska jest autorką kilku książek o produktach spożywczych. W mediach społecznościowych znana lepiej jako "Doktor Ania". Poprzez swoje publikacje pomaga ludziom zmieniać nawyki żywieniowe.
Uważnie obserwuję rynek spożywczy, farmaceutyczny i kosmetyczny, zwracając uwagę na produkty dobrej jakości oraz przestrzegając przed tylko udającymi dobre - podkreśla Doktor Ania.
W ostatnim swoim wpisie poruszyła temat paczek z zakładu pracy, które rodzice otrzymują dla swoich dzieci np. z okazji Dnia Dziecka. Dr Makowska opublikowała zdjęcie fragmentu takiej paczki dla - jak podkreśla - małego dziecka. Na zdjęciu widzimy wiele popularnych słodyczy, ciastek, a nawet baton energetyczny.
Zastanawiam się, jak systemowo rozwiązać pokutujący od dziesięcioleci schemat kupowania niemowlakom, dwu/trzylatkom i starszym dzieciom worków słodyczy - czytamy na początku wpisu Doktor Ani.
"Schemat z d***"
Specjalistka podkreśla, że najczęściej pracownicze paczki są wypełnione słodyczami, gdyż zdaniem wielu pracodawców taka paczka wygląda bardziej okazale niż karta podarunkowa do księgarni czy sklepu z zabawkami.
Jednak siata wypełniona kredkami, papierami kolorowymi, krepiną, pisakami, klockami, gazetkami do rozwiązywania, balonami, bańkami do dmuchania (zresztą sami najlepiej wiecie, co lubią wasze dzieciaki) wygląda równie dobrze, a robi mniej spustoszenia w dziecięcej głowie i organizmie - podkreśla.
"Czy naprawdę dwu/trzylatek potrzebuje batona energy? Czy niemowlak naprawdę potrzebuje pudełka czekoladek (często z dodatkiem alkoholu, bo przecież 'zawsze takie kupowali') i słodzonego napoju?" - pyta retorycznie doktorka.
Dr Makowska podkreśla, że chodzi o zdrowie naszych dzieci.
Kiedy zajmiemy się w końcu prawdziwym DOBREM dzieci, prawdziwymi POTRZEBAMI dzieci, oraz przede wszystkim ZDROWIEM - fizycznym i psychicznym dzieci, zamiast lecieć schematami z d*** lub uparcie twierdzić, że oj tam, oj tam, no przecież dzień czegoś tam jest raz w roku? Czy ta zmiana mentalności ze słodyczy na książeczki, gazetki i przybory papiernicze jest naprawdę aż takim szokiem kulturowym, czymś nie do przeskoczenia mimo nieustannych rozmów na ten temat oraz publicznie dostępnych statystyk dotyczących OTYŁOŚCI u DZIECI? - zastanawia się specjalistka.
Pod wpisem Doktor Ani pojawiły się setki komentarzy internautów. Większość z nich podziela zdanie lekarki, jednak podkreśla, że prawdopodobnie musi minąć wiele lat, by zmienić świadomość ludzi w tym temacie.
To się jeszcze długo nie zmieni - czytamy w komentarzach.
Ja też nie rozumiem, czy zamiast tego nie można kupić chipsów z banana, suszonych owoców, ciastek owsianych itd. Moje dzieciaki uwielbiają i ich koledzy również. Wystarczy wpajać dobre przyzwyczajenia, a nie kupować tony lizaków - podkreśla internautka.
A ja napiszę tak… rokrocznie dostałam paczki dla dzieci z pracy, a w niej zabawki. Są pracodawcy, którzy potrafią zadbać, wystarczy chcieć i iść z biegiem czasu i świadomości społecznej - napisała inna internautka.
To byłoby piękne dostać dla dziecka kartę podarunkową do jakiejś sieciówki, kupić coś mądrego, a nie to - czytamy w komentarzach.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.