Problem występuje na wielu polskich osiedlach. Resztkami jedzenia część Polaków próbuje dokarmiać nie tylko psy czy koty, ale też na przykład ptaki.
Przykłady? Na grupie dla miłośników psów na Facebooku właścicielka jamnika z Krakowa pisze, że idąc do parku, nakłada psu kaganiec, bo ktoś notorycznie wyrzuca kości z rosołu "dla ptaków". Inny internauta dodaje: "Pani z bloku wyrzuca, żeby kotki miały co jeść, a w efekcie osiedlowe szczury są już rozmiarów kotów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dokarmianie zwierząt. Ekspertka alarmuje. "To trucizna"
Za dokarmianiem nie kryją się zazwyczaj złe intencje, ale może ono mieć negatywne konsekwencje dla zwierząt. Przekonuje o tym w rozmowie z o2.pl Dorota Sumińska, lekarka weterynarii, dziennikarka i współautorka kanału "Sumińska - Zwierzę Ci się" na YouTube.
Ludzie często myślą, że jak coś zostaje im na talerzu, to wyrzucając to przez okno lub zostawiając obok śmietnika, dokarmiają wolno żyjące zwierzęta. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Tego typu jedzenie to trucizna - mówi nam Sumińska i zaznacza, że nie dotyczy to surowego mięsa, nawet gdy jest nieświeże.
- Pamiętajmy, że psom nie szkodzi zepsute mięso, szkodzi im dokonana przez ludzi obróbka - wyjaśnia ekspertka. Wskazuje, że niezdrowe dla zwierząt jest smażone, mocno doprawione mięso. - Wiele przypraw stosowanych przez nas w kuchni to chemia. "Ludzkie" jedzenie jest nią wręcz naszpikowane, dlatego najważniejsza zasada - nie karmimy resztkami z naszego stołu - tłumaczy lekarka weterynarii.
Czytaj też: Nagrał go w Bieszczadach. Podszedł bardzo blisko
Zaznacza przy tym, że czym innym jest surowe mięso kupione w sklepie, a czym innym martwa mysz lub ptak znaleziony w parku. - Pamiętajmy, że często drobne zwierzęta umierają na skutek zjedzenia trutki, która w efekcie dostanie się do organizmu psa i może mu zaszkodzić - zaznacza.
Dokarmianie zwierząt w mieście. Jak reagować? "Doceńmy wkład"
Co zatem robić, gdy nasz sąsiad lub sąsiadka wyrzuca z okna resztki obiadu w nadziei, że najedzą się nimi psy? - Jedyne sensowne wyjście to zmiana trasy spacerów - rozkłada ręce ekspertka.
Ale zwraca też uwagę na jedno - zamiast złościć się na sąsiadkę wyrzucającą jedzenie, spróbujmy się z nią zaprzyjaźnić i edukować.
Doceńmy jej wkład, powiedzmy, że super, że chce robić dobrze. Jak się zaprzyjaźnimy, to wtedy dużo łatwiej się rozmawia, można od razu powiedzieć: "przeczytałam, że stary makaron szkodzi, za to ptaki uwielbiają słonecznik. Pani tak często je dokarmia, to się przysłuży ich zdrowiu" - tłumaczy Dorota Sumińska.
- Taka rozmowa i pochwała intencji na pewno osiągną lepszy skutek niż krytyka bądź kłótnia - zaznacza.
Jak dokarmiać zwierzęta w mieście? Rady lekarki weterynarii
Sumińska namawia też, żeby samemu zacząć dokarmiać zwierzęta w mieście, ale robić to z głową. Zwłaszcza, jak mówi, warto pamiętać o drobnych zwierzętach, którym w związku ze zmianami klimatycznymi coraz bardziej zaczyna brakować pokarmu. I tak np. dla ptaków warto zostawiać wodę i ziarna, a dla jeży kocią karmę.
Gdzie konkretnie zostawiać? W przypadku blokowisk z niewielką ilością zieleni najlepiej znaleźć miejsce, gdzie zwierzęta będą czuły się bezpiecznie, a nasze działania nie będą przeszkadzały sąsiadom.
Jeże najlepiej dokarmiać kocią karmą, zarówno suchą, jak i mokrą, choć zdecydowanie wolą tę drugą. Gdy temperatury na zewnątrz są wysokie, lepiej zostawić suche jedzenie, które nie zepsuje się przez kilka dni - podkreśla Dorota Sumińska.
- Jeżeli chodzi o ptaki, to karmimy je ziarnem, najchętniej jedzą słonecznik, owoce czy gotowane warzywa bez przypraw - wylicza. I przestrzega, by jeżom nie podawać mleka, a obok miseczek z jedzeniem wystawiać drugą do picia, bo latem w mieście bardzo ważna dla zwierząt jest woda.
Na koniec dodaje, że jeśli już zaczynamy dokarmiać jakieś wolno żyjące zwierzęta, musimy być systematyczni. Ma to liczne dobre strony. - Jeśli przyzwyczaimy zwierzęta do regularnego dokarmiania, wszystko zostanie zjedzone i nic nie zdąży się zepsuć - zapewnia.
Beata Bialik, dziennikarka o2.pl