Tori miała zaledwie 19 lat, gdy zaszła w ciążę. Wraz z partnerem byli zaszokowani tym, że spodziewa się czworaczków. Nieoczekiwaną nowiną jednak niezmiernie się cieszyli.
Myślałam, że lekarz żartuje, kiedy mi to powiedział. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w to, dopóki nie zobaczyłem prawdziwego USG - opowiadała parę lat później w wywiadzie dla "Daily Mail".
Trudne decyzje
Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Jedno z rutynowych badań USG było początkiem dramatu, jaki przeżyła kobieta.
Kiedy usiedliśmy w gabinecie, podniosłam koszulę nad już okrągłym brzuszkiem, aby przygotować się na ponowne zobaczenie ich wszystkich. Technik USG najpierw zaczął od dziecka D, ale dziecko nie poruszało się zbytnio, więc przeszła do dziecka C, potem dziecka B, a następnie dziecka A - wspomina ze smutkiem.
Kiedy wróciła do dziecka D, zacząłem się denerwować. Dziecko było mniejsze i nie poruszało się tak często jak pozostałe. Technik powiedział, że zaraz wróci - dodała.
Niestety, okazało się, że płód był martwy, podobnie jak dwa kolejne. Tori była jednak zdeterminowana i postanowiła, że donosi je wszystkie, by urodzić jedyne zdrowe dziecko.
Dziewczyna była pod stałą kontrolą lekarską. Leżała akurat w szpitalu, gdy w 23. tygodniu zaczęła rodzić. Lekarze zdecydowali o cesarskim cięciu.
2 stycznia 2017 roku urodziła się zdrowa dziewczynka, która otrzymała imię Atena. Ważyła zaledwie pół kilograma i mierzyła 30 cm. Nie miała też w pełni rozwiniętych uszu.
Byłam przerażona i smutna, że musiała być podłączona do rurek i drutów, ale byłam pełna miłości do niej - opowiadała Tori.
Młodzi rodzice musieli czekać ponad dwa tygodnie, by móc ją przytulić. Do domu dziewczynka została wypisana aż po 127 dniach.
Karolina Sobocińska, dziennikarka o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.