O Zakopanem w kontekście tematu przemocy domowej jest głośno od lat. Mimo prób garstki radnych, tamtejsi urzędnicy dziesięciokrotnie odrzucali wprowadzenie przepisów wspierających ofiary. Teraz temat powrócił za sprawą petycji powstałej z inicjatywy dwóch mieszkanek gminy. Ola i Maja zwróciły się w niej bezpośrednio do pracowników ratusza:
Drodzy radni! Dlaczego notorycznie banujecie przepisy? Dlaczego wycieracie sobie usta ideologiami, religią, poglądami? Czy macie coś na sumieniu?
Czytaj także: Mąż bije żonę, ona chce rozwodu. Stanowisko księdza
Dalej autorki petycji odwołują się do swojego doświadczenia i wprost piszą, że jako kobiety doświadczające przemocy na własnej skórze, osobiście poznały "brak możliwości działania ze strony policji jeśli chodzi o proces udowadniania winy sprawcy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakopane: radni przyjmą uchwałę antyprzemocową?
Okazuje się, że ich petycja przynosi skutek, a po latach stagnacji radni z Zakopanego zapowiadają pochylić się nad uchwałą, choć wcześniej twierdzili, że jest ona niezgodna z Konstytucją.
Projekt uchwały antyprzemocowej trafi pod obrady już 4 grudnia. Zapytaliśmy mieszkanki Podhala, co sądzą na ten temat i jak wygląda problem przemocy w zamieszkiwanym przez nie regionie.
Pani Renata, położna: na Podhalu jest przyzwolenie na nieszanowanie kobiet
Jedną z osób, które bez zastanowienia podpisała petycję, jest Renata Piżanowska z Nowego Targu na co dzień pracująca jako położna.
Parę miesięcy temu otrzymałam telefon od zupełnie nieznanej kobiety. Była wystraszona, prosiła o pomoc, płakała w słuchawkę. Nie znałam tej osoby. Okazało się, że mieszka nieopodal i wie, jaki mam zawód. Zdobyła się na odwagę, żeby w taki sposób szukać dla siebie pomocy i wsparcia - mówi położna.
Dzwoniącą okazała się młoda matka z dwójką dzieci, którą przemocowy partner wyrzucił z domu. Kobieta wyszła z dziećmi tak, jak stała bez wózka i pampersów.
Wcześniej partner szarpał ją na oczach dzieci, w końcu po prostu wypchnął ją z mieszkania. Wołała o pomoc z balkonu, ale nikt nie reagował, bo ludzie tutaj nie lubią się wtrącać - opowiada pani Renata.
I dodaje, że mieszkańcy Podhala często boją się udzielać pomocy czy angażować, w obawie, że odwróci się to przeciwko nim.
Na Podhalu jest ciche przyzwolenie na nieszanowanie kobiet i własnych dzieci. Dochodzą też do tego zwierzęta. Z moich obserwacji wynika, że wielu górali stosuje przemoc fizyczną w stosunku do kobiet, okazuje im całkowity brak szacunku. Jednak wiele z tych historii odbywa się w zamknięciu i w ciszy. Kobiety nie proszą o pomoc, boją się - podkreśla w rozmowie z o2.pl
Mieszkanka Zakopanego: Nikt się nie chce wtrącać, bo rodzina to świętość. Tak to u nas wygląda
Położnej wtóruje chcąca zachować anonimowość mieszkanka Zakopanego, która petycję podpisała krótko po tym jak informację o niej znalazła w lokalnych mediach.
"To nie powinno być tak, że człowiek z problem przemocy domowej ma kombinować, chodzić, szukać, prosić się i obijać od ściany do ściany" - mówi w rozmowie z o2.pl i dodaje, że w mieście takim jak Zakopane "pomoc w przypadku przemocy domowej często polega na 'dobrej woli' przedstawiciela instytucji interweniującej".
Jeśli nie ma się dokąd pójść ze swoim problemem, to często rezygnuje się całkiem z szukania takiej pomocy. Człowiekowi się odechciewa, albo nie ma zwyczajnie psychiki, żeby szukać tej pomocy czy nagłaśniać problem. Albo też często wierzy w to, że "nic się nie stało" - komentuje.
Jej zdaniem na Podhalu powinno istnieć konkretne miejsce, placówka, telefon, na który można zgłosić się po pomoc, wiedząc, że ktoś zajmie się ofiarą i podejmie konkretne działania bez bagatelizowania problemu.
I choć kobieta przyznaje, że wśród górali jej zdaniem "skala przemocy domowej nie różni się od innych miejsc w Polsce", to "gdzie indziej istnieje ustawa antyprzemocowa i osoby pokrzywdzone mają szansę liczyć na jakąś ustawową pomoc i ochronę" - tłumaczy.
Ewa: Na Podhalu brudy pierze się u siebie
Z podobnych przyczyn uchwałę popiera Ewa, która do Zakopanego przyjechała z Łodzi kilkanaście lat temu. Jest pedagożką i trenerką, zajmuje się coachingiem i jak podkreśla, w rozmowach z klientkami często słyszy o strachu przed reakcją męża.
Jak zaczęłam tu mieszkać i pracować w 2005 roku wiele kobiet szukało pomocy, ale nie wiedziały, gdzie się zgłosić. Bały się, że te informacje dotrą do ich domów, do mężów i że znowu się pojawi przemoc i bicie - wspomina. - Moje klientki mówiły mężom, że jadą na zakupy do Krakowa i wtedy miały kilka godzin spokoju.
Ewa opowiada, że mimo lat spędzonych w górach widzi, że takie podejście zmienia się bardzo wolno. "Przemoc jest po cichu akceptowana przez całe pokolenia, a mówienie o problemach wciąż jest tutaj uznawane za słabość".
Kobiety nie mówią o przemocy, boją się odrzucenia rodziny czy potępienia ze strony koleżanek, bo tak tu się tego nie robi. Rozmawiając z kobietami na Podhalu słyszałam, że brudy pierze się u siebie, a nie wylewa na zewnątrz - mówi w rozmowie z o2.pl
Dlatego jej zdaniem tak ważne jest wprowadzenie uchwały antyprzemocowej na Podhalu. "Zacznie być o tym głośno, ludzie będą rozmawiać na ten temat. Może coś się zmieni w świadomości ludzi, a doradcą kobiet przestanie być w końcu wstyd?" - zastanawia się Ewa.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.