Dwadzieścioro małżeństw miało w planach długą imprezę w gronie zaprzyjaźnionych swingersów. Wielka "schadzka" odbyła się na farmie położonej w Sierra de Los Padres w Argentynie. Uczestnicy spotkania raczej nie spodziewali się, że ktoś - a zwłaszcza policja - może dowiedzieć się o ich imprezie. Jednak jedna z niezaproszonych osób poczuła się na tyle urażona, że postanowiła donieść o nielegalnym zgromadzeniu podczas pandemii.
Zabawna pomyłka
Gdy funkcjonariusze pojawili się na miejscu okazało się, że w pierwszej kolejności muszą się wylegitymować oni sami, a nie goście imprezy. Powód? Swingersi byli przekonani, że funkcjonariusze to tak naprawdę striptizerzy, a ich "upomnienia" to zwyczajne droczenie się.
Kiedy nas zobaczyli, pomyśleli, że jesteśmy częścią programu. Że jesteśmy striptizerami – powiedział mediom oficer, który był tamtego dnia na służbie.
Jak mówi policjant, jedna z kobiet go zatrzymała, pochwaliła jego "cudowne oczy" i powiedziała, że jak na niego patrzy to "robi jej się gorąco".
Zobacz także: "Seks w wielkim mieście" powraca. A co zrobił dla Polek?
Swingersi nie wiedzieli co się dzieje
Uczestnicy imprezy byli zdezorientowani, kiedy w końcu dotarło do nich, że odwiedzili ich prawdziwi policjanci.- To było jednocześnie komiczne i absurdalne – podsumował przedstawiciel organów ścigania.
Policyjna "akcja" miała miejsce w piątek 8 stycznia, tuż po godz. 22.00.Wszyscy uczestnicy imprezy zostali spisani i mają postawiony zarzut naruszenia obostrzeń dotyczących rozprzestrzeniania się koronawirusa. Według lokalnego prawa każdemu z nich grozi kara od sześciu miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności.