Jak podaje "Dziennik Zachodni", pani Ewa pojechała na wakacje na przełomie września i października do jednego z hoteli na Riwierze Tureckiej. Już po wylądowaniu transfer do ośrodka trwał 2,5 godziny. Hotel miał być wymarzonym miejscem dla osób, które szukają zarówno atrakcji, jak i wytchnienia. Obiecywano także szereg aktywności dla dzieci. Napoje i jedzenie znajdowały się w ofercie all-inclusive.
Rozczarowanie pani Ewy było jednak ogromne. Na hotelowych gości miał czekać ciepły posiłek, tymczasem uczestnicy wycieczki dostali "kilka plasterków ogórka i pomidora". Obsługa miała być nieuprzejma, zaś wszędzie panował brud i syf. Gdy Polka przesunęła łóżko w jednym z pokoi i zobaczyła ukrytą za nim zagrzybiałą ścianę, przeżyła szok.
Wchodząc do pokoju, doznałam szoku. Czegoś takiego nigdy nie widziałam. Pościel była obrzydliwa, łóżka były brudne i poplamione, łazienka była w takim samym stanie. Nie wiem, jakich przymiotników użyć, by ten pokój opisać - opisuje turystka w rozmowie z "DZ".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kluczem otworzysz wszystkie pokoje
Pani Ewa wraz z mężem postanowili udać się do recepcji. Poprosili o zmianę pokoju. Udało im się zmienić lokum, jednak warunki wcale nie były lepsze. To jednak nie wszystko. Okazało się, że klucz, którym małżeństwo otwierało pokój, pasuje także do zamków w sąsiednich pokojach.
Kobieta twierdzi, że gałki w drzwiach miały od wewnątrz przycisk. Jeśli ktoś go nie wcisnął wychodząc, to każdy mógł dostać się do jego pokoju.
Też nam się to przytrafiło. Pomyliliśmy numery i weszliśmy do pokoju, w którym spali ludzie - wspomina pani Ewa.
Polka na urlopie w Turcji i karaluchy między talerzami
Klienci katowickiego biura, które zorganizowało wycieczkę, postanowili zgłosić sprawę rezydentce. Pokazali zdjęcia z pokoju. Złożyli reklamację.
Nie tylko w pokojach był problem. Koszmarne warunki panowały także na plaży, na której znajdowało się mnóstwo śmieci, a także w hotelowej restauracji.
Zapleśniałe ściany, odłażące tapety, karaluchy biegające pomiędzy talerzami - opisuje pani Ewa w rozmowie z "DZ". Zauważa także, że taras był zamknięty, dlatego nie było możliwości zjedzenia posiłku poza restauracją.
Zobacz koniecznie: Polka upokorzona na wakacjach w Afryce. Pokazała nie tylko zdjęcia
Inny hotel? Za dopłatą!
Pani Ewa chciała uratować swoje tureckie wakacje. Postanowiła spróbować przenieść się z mężem do innego hotelu. Zaangażowała w sprawę swojego pełnomocnika, ale to nie pomogło. Katowickie biuro stwierdziło, że kobieta nie udzieliła mu odpowiednich uprawnień - pełnomocnictwo nie było podpisane.
Z relacji turystki wynika, że rezydentka nie odbierała telefonu ani nie odpisywała na wiadomości. Kontakt z nią był skrajnie utrudniony. Zanim przestała się odzywać, zaproponowała przenosiny do innego hotelu. Konieczne było jednak uiszczenie opłaty w wysokości 365 euro. Pani Ewa nie skorzystała jednak z tej opcji.
Kobieta złożyła reklamację, ale do tej pory biuro nie odniosło się do przesłanego pisma. Wczasowiczka otrzymała jednak drogą elektroniczną potwierdzenie, że reklamacja została dostarczona.
Reklamacja za wakacje w Turcji
Warto dodać, że reklamacje można składać u organizatora lub pośrednika. Wedle starych przepisów miał on 30 dni na rozpatrzenie pisma. Po upływanie tego czasu roszczenie było uznawane automatycznie. Obecnie prawo nie wskazuje takiego terminu.
Klient może dochodzić swoich praw przez 3 lata po zakończeniu wycieczki. Pomóc może Miejskiego Rzecznika Konsumentów. Nieprawidłowości można zgłaszać także do Urzędu Wojewódzkiego lub Ministerstwa Sportu i Turystyki. Jeżeli reklamacja i negocjacje nie przyniosą rezultatu, ostateczną drogą jest pozew do sądu. Takie sprawy mogą jednak trwać bardzo długo.