Ośrodek Zapobiegania i Kontroli Przemocy (CDC) przeanalizował morderstwa dokonywane w 18 amerykańskich stanach między rokiem 2003 i 2014. W tych latach zginęło tam łącznie 10 018 kobiet, z czego aż w 55 proc. ich śmierć była powiązana z życiem uczuciowym lub rodzinnym ofiary. Z kolei w aż 93 proc. tych przypadków kobiety ginęły z ręki obecnego lub byłego partnera.
Co z nieznajomymi czyhającymi na bezbronne kobiety w ciemnych alejkach, którymi od lat straszą nas filmy i kryminały? Cóż, rzeczywistość jest trochę inna, czający się w mroku przestępcy odpowiadają tylko za 16 proc. morderstw dokonanych na kobietach, a więc nieporównywalnie mniej niż osoby, z którymi często żyją pod jednym dachem.
Co więcej, scenariusz wielu dokonanych przez partnerów morderstw wyglądał podobnie. W jednej trzeciej przypadków poprzedzała ją kłótnia z ofiarą, a w 12 proc. zabójstwo wynikało z zazdrości. W większości przypadków ofiary były kobietami przez czterdziestką, a aż 15 proc. z nich było w ciąży. Wcześniejsze raporty pokazywały również, że odsetek mężczyzn, którzy zostali zabici przez swoje partnerki – to zaledwie od 5 do 7 proc. przypadków wszystkich morderstw.
Podobne badania do tych amerykańskich w 2013 roku przygotowało również WHO. Światowa Organizacja Zdrowia oszacowała wówczas, że 38 proc. kobiet traci życie w wyniku zabójstwa dokonanego przez życiowego partnera.
Badanie WHO przytacza Centrum Praw Kobiet, które w tym samym roku przygotowało swój własny raport. Jego autorzy zaznaczyli, że bardzo trudne jest szacowanie, ile kobiet w Polsce ginie w wyniku przemocy domowej, ponieważ dostępne dane statystyczne nie uwzględniają wszystkich czynników albo sumują zabójstwa dokonywane na kobietach i na mężczyznach. Ostatecznie raport Centrum Praw Kobiet mówił jednak o około 400-500 kobietach ginących rocznie z rąk partnerów.
– Jeśli zatem do ofiar zabójstw na tle konfliktów rodzinnych, dodamy ofiary zabójstw ujętych w kategorii "inne” (m.in. zabójstwa z zazdrości) (art. 148 k.k.), ofiary zabójstw zakwalifikowanych jako "nieumyślne” (art. 155 k.k.), kobiety, które doznały ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym (art. 156 & 3 k.k.), kobiety doprowadzone do samobójstwa przez domowego oprawcę (art. 207 & 3) oraz ofiary tzw. samobójstwa rozszerzonego, okaże się zapewne,
że faktyczna liczba kobiet, które tracą życie na tle przemocy, jest o wiele wyższa i bliska 400 lub nawet 500 rocznie, a nie 150, jak na ogół podają media – czytamy w raporcie.
W Polsce skala zjawiska przemocy domowej jest tak duża, że jedna piąta Polaków uważa ją za normę, a jedna czwarta nie czuje się w obowiązku w jakikolwiek sposób na nią reagować, co pokazuje badanie SMG/KRC z 2011 roku.
I chociaż Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej ostatecznie nie została wypowiedziana przez polski rząd, trudno powiedzieć, by ofiary przemocy domowej w naszym kraju dostawały natychmiastową pomoc i wsparcie ze strony państwa. Kilka miesięcy temu Ministerstwo Sprawiedliwości cofnęło dotację dla Niebieskiej Linii, telefonu zaufania, pod który mogą dzwonić ofiary przemocy. Z Niebieskiej Linii, prowadzonej przy Instytucie Psychologii Zdrowia korzysta rocznie 6 tys. osób. Jak pamiętamy, udało się ją ponownie uruchomić tylko dzięki wsparciu finansowemu prywatnych osób i firmy Avon.
Telefony zaufania są o tyle ważne, że bardzo wiele ofiar przemocy domowej nie jest w stanie przezwyciężyć strachu i poprosić o pomoc. Często czują się upokorzone lub obarczają winą siebie, tkwiąc w patologicznym związku latami.
Problemem jest również prawo, które wciąż chroni sprawców a nie ofiary. Jednym z największych problemów stanowi to, że nawet po zapadnięciu wyroku i uznaniu winy sprawcy przemocy, często wciąż ma on kontakt ze swoją ofiarą. Dlatego Centrum Praw Kobiet wysunęło propozycję zmian prawnych, dzięki którym możliwa byłaby natychmiastowa izolacja sprawców przemocy od ich ofiar. Podpisy pod petycją pod hasłem "Dom dla ofiary, nie dla kata" zbierane są do końca sierpnia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.