Pauline po raz pierwszy zauważyła suchą plamkę na wardze w sierpniu 2020 roku. Początkowo zlekceważyła drobną zmianę, uznając ją za niegroźną opryszczkę. Miesiąc później zorientowała się, że ranka się nie goi, umówiła się więc do dermatologa.
Od tego czasu Brytyjka próbowała różnych przepisanych przez lekarza maści, wciąż jednak bezskutecznie. W końcu, w listopadzie 2020 roku, lekarz zlecił wykonanie biopsji. Trzy tygodnie później na Pauline jak grom z jasnego nieba spadła druzgocąca diagnoza - rak kolczystokomórkowy skóry.
Dalsze badania wykazały, że guz znajdował się głębiej, niż początkowo sądzono. Nowotwór złośliwy zdążył przenieść się na wewnętrzną stronę podbródka. Konieczne było jego chirurgiczne usunięcie.
Czytaj także: Jest fryzjerką. Mówi, czego nienawidzi u klientek
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biopsja ujawniła także "dziwny materiał" w dnie guza, który lekarze "porównali do wypełniacza warg" - podaje brytyjski portal "The Sun". Wtedy kobieta zrozumiała, co mogło być przyczyną jej problemów.
Zachorowała na raka skóry. Wcześniej powiększała sobie usta
Pauline kilkukrotnie powiększała sobie usta przy pomocy popularnych metod, to znaczy z użyciem igły lub kaniuli. Będąc w Hiszpanii, dała się jednak namówić znajomej na bezigłowe modelowanie ust.
To innowacyjna i jak na razie mało znana technika, polegająca na wprowadzaniu kwasu hialuronowego w głąb skóry przy wykorzystaniu wysokiego ciśnienia. Zabieg reklamowany jest przez wiele klinik jako bezbolesny i bezinwazyjny.
Choć przyczyn powstania raka kolczystokomórkowego skóry jest wiele, sprzyja mu m.in. palenie nikotyny czy nadmierne eksponowanie skóry na słońce, Pauline uważa, że w jej przypadku zawiniło właśnie powiększanie ust.
Ostatecznie 64-latka przeszła skomplikowaną operację, podczas której chirurdzy wycięli jej dolną wargę i część podbródka, a w miejsce wargi przyszyli część jej własnego języka. Pełny proces gojenia trwał ponad rok. Teraz Brytyjka ostrzega inne kobiety przed pochopnymi zabiegami medycyny estetycznej.
Moja rada dla ludzi brzmi: zastanów się, dlaczego to robisz i dla kogo to robisz. Mam trzech synów, ale gdybym miała córkę, na pewno nie poszłabym z nią na powiększenie ust - Pauline powiedziała "The Sun".
Dziennikarze "Sun Health" skontaktowali się w tej sprawie z dr Toni Phillips, dyrektorką jednej z czołowych brytyjskich klinik medycyny estetycznej. Lekarka podkreśliła, że nie są jej znane żadne dane z ostatnich 30 lat, wskazujące na bezpośrednią korelację między stosowaniem wypełniaczy do ust - wstrzykiwanych szeroko zbadanymi technikami, takimi jak igła czy kaniula - a rakiem.
Nie mamy jednak tak wielu danych na temat bezpieczeństwa metody "bezigłowej" w leczeniu ust, więc nie mogę wypowiadać się na temat ryzyka nowotworu związanego z tą techniką, ale mogę śmiało powiedzieć, że nigdy nie zastosuję jej w mojej klinice - powiedziała "The Sun".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.