List wieloletniego pracownika gastronomii opublikowała "Gazeta Lubuska". Mężczyzna podkreśla, że pracował w wielu lokalach organizujących wesela w średniej wielkości mieście i wszędzie jak twierdzi, opisywany przez niego proceder wyglądał podobnie.
W liście opublikowanym przez gazetę czytelnik opisuje wesele widziane z zaplecza.
Goście właśnie raczą się obiadem, za chwilę wszystkie półmiski wrócą do kuchni, gdzie zostaną spakowane by w chłodni czekać poprawin. Lecz zanim do niej trafią ich zawartość niestety zostanie znacznie uszczuplona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo...
W dalszej części listu mężczyzna opisuje, że na koszt pary młodej obiad wraz z deserem zjadają wszyscy pracownicy, co w praktyce oznacza nawet 15 do 20 osób z obsługi. Zbulwersowany zaznacza, że takie zachowanie nie spotyka się z oburzeniem ze strony właścicieli lokali, bo jak pisze:
Oni także wkrótce pojawią się w kuchni by napełnić weselnym jedzeniem plastikowe pojemniki, które ze sobą przywieźli.
Pracownik cytowany przez "Gazetę Lubuską" deklaruje, że takie zachowanie obserwował przez cały miniony rok i jak podkreśla, uważa je za głęboko niemoralne. A jak sprawa wygląda z prawnego punktu widzenia? Na łamach portalu komentuje to prawnik:
Trudno wywodzić, że jakaś konkretna ilość jedzenia stanowi własność organizatora i powinno mu ono zostać wydane po zakończeniu przyjęcia – tłumaczy adwokat Marta Kosecka.
Adwokatka dodaje, że dzieje się tak w sytuacji gdy restauracja nie zobowiązuje się zaserwować konkretnej ilości jedzenia, a organizator oczekuje tylko, że ma go nie zabraknąć.