Któż z nas nie narzekał na ceny ryb nad morzem? Wizyta w zwykłej knajpce czy barze, z rodziną w nadmorskim kurorcie, to często koszt jak za posiłek w eleganckiej restauracji. Poza sezonem, nie nad Bałtykiem.
Nic dziwnego, że w barach zaczęto serwować nieco tańszą potrawę: kulki rybne. Te przypominające pulpety, ale też takie smażone na głębokim oleju. Cena zestawu z ziemniakami albo frytkami i surówką, to zazwyczaj połowa tego, co trzeba zapłacić za filety rybne czy tuszkę.
Na forach gastronomicznych w ostatnich dniach rozbrzmiewa jednak dyskusja o sposobie powstawania tej tańszej rybnej potrawy. Postanowiliśmy zapytać o to zaprzyjaźnionego kucharza, który w sezonie pracuje w jednym z nadmorskich kurortów.
- Rada jest jedna i prosta: nie jedzcie tego - przestrzega.
Dlaczego?
- Tak jak nie powinno się patrzeć, jak i z czego robi się pasztet, tak i lepiej nie pytać o kulki rybne - śmieje się.
Ale nam zdecydował się zdradzić sekret:
- Nie wyrzucamy resztek z talerzy. Wszystko co zostanie: kawałki ryb, skóry, ziemniaki i frytki, no może z wyjątkiem surówek - mielimy i formujemy w pulpeciki, czyli nasze kulki rybne. Odgrzewamy to potem, albo smażymy i znowu danie wjeżdża do menu. To po prostu jedzenie z odzysku - wyjaśnia.
Trend polegający na niewyrzucaniu jedzenia jest jak najbardziej godny zainteresowania, ale chyba nie dokładnie o to nam chodzi, gdy nad wakacjach chcemy zjeść coś dobrego, co?
Takie praktyki to coś, co zdecydowanie #wkurzawWakacje
Przeczytaj też
- "Chciałem zapłacić, nie mogłem!" #wkurzawWakacje"Chciałem zapłacić, nie mogłem!" #wkurzawWakacje
- "Efekt Gessler", czyli to #wkurzawWakacje
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.