Punktami obowiązkowymi podczas wakacji spędzanych nad polskim morzem są wizyty w lokalnych restauracjach. Do tej pory biesiada nie mogła obejść się bez ryby w panierce, frytek lub kebaba. Na deser zaś większość wybierała lody.
Ten zwyczaj przeszedł do przeszłości. Urlopowicze upodobali sobie coś jeszcze bardziej słodkiego. Zamiast świderków, lodów włoskich i gałkowych, zajadają się tureckimi chałwami i rachatłukum. Z czego dokładnie składa się drugi z wymienionych?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rachatłukum to tradycyjny deser prosto z Bliskiego Wschodu. Ma konsystencję galaretki lub żelki, a wytwarza się go głównie ze skrobi (np. mąki ziemniaczanej) i cukru. Dodatkowo posypuje wiórkami kokosów, cytrusów lub — co jeszcze bardziej zwiększa doznania — cukrem pudrem. Całość można dosmaczyć wodą różaną.
Najlepiej podawać go z herbatą, jednak nad morzem częściej podaje się go solo. Jedna porcja kosztuje ok. 9 zł. To jednak nie wszystko, w czym zaczęli specjalizować się właściciele stoisk ze słodyczami.
Nad Bałtykiem króluje kuchnia turecka. To nie tylko kebab
Kulinarnym hitem tego lata jest też brzmiący równie egzotycznie sucuk. To rodzaj podsuszonej i obficie przyprawionej kiełbasy z wołowiny lub jagnięciny. W smaku przypomina pikantne chorizo.
Sucuk podawany jest na ciepło, a najczęstszym dodatkiem jest granat, który nadaje daniu kwaśnego posmaku. Jak przyznają nadmorscy restauratorzy, to godny konkurent dla swojskiej kiełbasy z musztardą i cebulą.
Rachatłukum, sucuk i chałwy wypierają ze straganów także dobrze znane gofry z owocami. Mimo tego, że linia "turkish delight" jest jeszcze mniej zdrowa, wczasowicze nie patrzą na kalorie i są w stanie wydać kilka złotych więcej, by rozkoszować się obco brzmiącymi przekąskami. Mieliście już okazję ich spróbować?