Raczej nikogo nie zaskoczy, że "365 dni: Ten dzień" spotkał się z ostrą krytyką ze strony dziennikarzy. Rzecz jasna, tak jak było zresztą w przypadku pierwszej części, nie brakuje osób, którym ten zupełnie absurdalny soft erotyk się podoba. Za jego esencję można uznać sekwencję, która rozpoczyna się w piętnastej minucie filmu i jest utrzymana w formie teledysku.
Przez trzy minuty nie pada ani jedno słowo (nie licząc wokalu w tle), za to na ekranie obserwujemy miłosne uniesienia don Massimo (Michele Morrone) i Laury (Anna-Maria Sieklucka).
Czytaj także: Zdjęcie z rosyjskiego sklepu. Ten widok budzi niepokój
Widzimy parę kochanków w wannie, na plaży, a nawet na polu golfowym, gdzie dochodzi do najbardziej kuriozalnej sceny. Laura, znudzona grą z ukochanym, w pewnym momencie podchodzi do dołka, do którego Massimo zamierza posłać piłeczkę, i siada na ziemi okrakiem.
Massimo na ten widok oblizuje wargi, a potem uderza piłeczkę w kierunku krocza partnerki. Po tym, jak Laura z satysfakcją odchyla głowę w geście miłosnego uniesienia, Massimo… niczym rewolwerowiec przystawia sobie kij do ust i dmucha na niego. Właśnie z takich, a także wielu innych powodów, wskazane jest omijać "365 dni: Ten dzień" szerokim łukiem.